SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Fratria w internecie zbiera na film o historii „Gazety Wyborczej”. „Bardzo ciekawy obiekt do opisu”

Grupa medialna Fratria, wydawca kilku prawicowych czasopism i serwisów internetowych uruchomiła stronę Zbierzmy.pl. Dzięki niej wydawca chce zgromadzić 500 tys. złotych na nakręcenie filmu „Gra w Gazetę” o historii Agory i „Gazety Wyborczej”. - Pomysł narodził się 10 lat temu, „Wyborcza” jest ciekawym obiektem do opisu, bo jej polityka daleko wykracza poza ramy zwykłego medium - wyjaśnia w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Mariusz Pilis, autor projektu filmu i były szef TAI.

Dołącz do dyskusji: Fratria w internecie zbiera na film o historii „Gazety Wyborczej”. „Bardzo ciekawy obiekt do opisu”

41 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
A
"bo jej polityka daleko wykracza poza ramy zwykłego medium"
Fratria i Karnowscy...no sorry, ale przyganiał kocioł garnkowi, bo poziom upolitycznienia jest taki sam jeśli nie większy. Kiedyś bym jeszcze wpisania w CV pracy w jakieś redakcji Agory się nie wstydził, nawet dzisiaj to może być po prostu dobra praca dziennikarska bez wcinania się w politykę i układy. Ale pracować dla "wPolityce.pl" czy "Sieci" ? Przecież po poziom GPC czy Radia Maryja. Wolałbym na kasie w markecie.
odpowiedź
User
Flik
Za czyje pieniądze? Skokow co okradly caly system bankowy na kilka mld zl? Karnoscy prawia swoje mądrości za okradziona kasę. Zenada
odpowiedź
User
Jaro
Z blogu ś.p. Krzysztofa Leskiego:

"...W wolnej Polsce nikt nigdy nie próbował niczego na mnie wymóc ani w TVP, ani w gazetach i rozgłośniach regionalnych, dla których pisałem i mówiłem, ani w Expressie Wieczornym, ani naturalnie w BBC. Jedyne takie doświadczenie wyniosłem z Gazety Wyborczej. Adam Michnik czynił to jednak ze swoistym wdziękiem.
Podczas kampanii prezydenckiej 1990 żądał, bym ośmieszał Wałęsę, a Mazowieckiego chwalił. Klarowałem, że to nie robota dla reportera, że zaś on w komentarzach może pisać, co chce - bez efektu. Pewnego listopadowego dnia odbyliśmy chyba dwugodzinną rozmowę, spacerując po przedszkolnym ogródku przy Iwickiej, gdzie mieściła się wtedy GW. Było zimno, siąpił deszcz, a redakcja niemal w komplecie przylepiła się do okien czekając chyba, aż się pobijemy.
Michnik był jednak raczej spokojny, bo się jąkał, a gdy jest naprawdę zdenerwowany lub podniecony - jąkać się przestaje. Ja swoje, on swoje. Nagle trochę się ożywił i zwrócił się do mnie niemal ciepło, po ojcowsku: - K-k-krzysiu, jeśli ty-ty-ty chcesz tu robić wo-wolną gazetę, to-to-to-to po moim trupie.
Nie groził mi, nie był agresywny ani złośliwy, ani też fałszywie zatroskany. Po prostu mnie informował o sytuacji. Uświadomił mi, że nie jestem gotów, by w walce o wolność słowa w Wyborczej posunąć się do morderstwa . Kwadrans później znów chwilowo zgodził się, bym nadsyłał z kampanii relacje czysto reporterskie. A parę tygodni później Gazeta wszczęła długotrwały proces rozstawania się ze mną..."


Urzekła mnie twoja historia...
odpowiedź