SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Prestiż dziennikarza zależy od ilości kliknięć

Grzegorz Miecugow, jeden z prowadzących emitowany na antenie TVN24 program „Szkło kontaktowe” twierdzi, że dziś poziom społecznej frustracji jest podobny do tego sprzed pięciu lat, kiedy program pojawił się na antenie po raz pierwszy.

- Dziś, my, jako naród stanęliśmy pod ścianą. Nie jest dobrze, kiedy rządzący są silni strachem przed poprzednimi rządzącymi. A przecież tak jest teraz. Cały czas wzrasta rozczarowanie rządami PO – mówi w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Grzegorz Miecugow, wicedyrektor TVN24 i jeden z prowadzących „Szkło kontaktowe”. Jego zdaniem współprowadzony przez niego program, emitowany już od 5 lat, wcale nie jest formatem rozrywkowym, ale informacyjnym.

Miecugow twierdzi, że tabloidyzacja mediów, w tym kanału, w którym pracuje jest wymuszana przez odbiorców. - Przecież my śledząc wyniki oglądalności podążamy w kierunku wyznaczonym przez widza - mówi. Podkreśla, że media komercyjne nie mogą abstrahować od tego, czego oczekuje widz.

Podobnie jest również w internecie. Jak twierdzi Grzegorz Miecugow ranga dziennikarza internetowego mierzona jest ilością kliknięć. Im ich więcej, tym większy prestiż dziennikarza cieszącego się popularnością materiału.

Co zatem daje staż w TVN, za możliwość którego trzeba zapłacić? - Posiadanie wpisu w życiorysie, że odbyło się staż w TVN jest cenne – odpowiada Miecugow.


 

Robert Stępowski: Pamięta pan jak wyglądały początki „Szkła kontaktowego” w TVN24?
Grzegorz Miecugow, wicedyrektor TVN24
: Pomysłodawcą tego programu był Adam Pieczyński (dyrektor TVN 24 – przyp. red.). Ja zadbałem tylko o szczegóły i doprowadzenie projektu do realizacji.

Spodziewał się pan, że „Szkło...” będzie emitowane przez tyle lat?
Nie. W 2005 roku niezwykle trudno było przewidzieć przyszłość. Wtedy Polska dryfowała pod rządami Marka Belki. Mniejszościowy rząd nie był wstanie przeprowadzić niezbędnych dla funkcjonowania państwa reform. Panowało ogólne poczucie sfrustrowania. Większa część społeczeństwa uważała, że trzeba jak najszybciej przeprowadzić wybory, zwłaszcza, że na horyzoncie rysowała się szansa powołania koalicyjnego rządu PO-PiS, który niezbędne reformy byłby wstanie wprowadzić.
Właśnie w takie atmosferze rodziło się „Szkło kontaktowe”. Później oczywiście wybuchła wielka awantura i program zaczął żyć swoim własnym życiem gromadząc przed telewizorami rekordową widownię. To smutne, że narodzinom tego programu towarzyszyła frustracja, a rozkwitowi awantura.

Na jakim etapie teraz znajduje się program?
Myślę, że wciąż jesteśmy sfrustrowani. Dziś, my, jako naród stanęliśmy pod ścianą. Nie jest dobrze kiedy rządzący są silni strachem przed poprzednimi rządzącymi. A przecież tak jest teraz. Cały czas wzrasta rozczarowanie rządami PO. Tym razem jednak nie ma alternatywy. Dotychczas zawsze w takich sytuacjach pojawiała się partia i politycy, którzy dawali jakąś nadzieję i możliwość wyboru. Dziś nie ma nikogo takiego na scenie politycznej.

Albo PO, albo nic...
Na to wygląda. SLD rządziło 5 lat temu, PiS – 2 lata temu. Jest co prawda jeszcze PSL, ale ta partia ma chyba małe szanse na stworzenie rządu większościowego. Nie ma komu zaufać. Dlatego uważam, że ta frustracja w narodzie będzie się pogłębiać, zwłaszcza, że ilość wzajemnych oskarżeń w roku wyborczym będzie coraz większa.

Choć ta frustracja, która towarzyszyła powstaniu „Szkła kontaktowego” narasta, to tym razem nie przynosi programowi wzrostów oglądalności, ale spadki.
Oglądalność nie ma za bardzo jak rosnąć. Wszystkie stacje informacyjne notują spadki oglądalności.

To nie jest program informacyjny.
Tu się nie zgodzę. To właśnie jest program informacyjny.

Ale komentujący wydarzenia z przymrużeniem oka.
Ludzie mają dość awantur, inwektyw bez argumentów i wiele osób ogląda nas, aby się nie denerwować. To z naszego programu wiele osób czerpie informacje o tym, co się danego dnia wydarzyło. Dzieje się tak właśnie przez wzgląd na formę w jakiej te informacje podajemy. Co do oglądalności – myślę, że w porównaniu z wynikami całej stacji „Szkło kontaktowe” utrzymuje stałą widownię.

To odbiorcy wymuszają na mediach, w tym na TVN24, tabloidyzację? Informacje mają być krótkie, lekkie, sensacyjne...
Trochę tak, ale nie do końca. Emitujemy dokumenty z cyklu „Ewa Ewart poleca” i rozmowy „Inny punkt widzenia” – to nie są łatwe pozycje naszej ramówki. Rozwijają się dwie równoległe tendencje. Zresztą nie jest to wyłącznie zjawisko występujące w naszym kraju. Co prawda wciąż największą popularnością cieszą się programy rozrywkowe otwartych kanałów, ale przy równoczesnym rozwoju kanałów tematycznych. Poważne rozmowy zapewne nigdy nie będą gromadzić tak dużej publiczności jak „Taniec z gwiazdami”, ale dzięki takim produkcjom jak ta przed chwilą wspomniana, można realizować inne, ambitne projekty.

I właśnie w taki dwutorowy sposób będą rozwijać się media?
Tak myślę. Media poniekąd są zakładnikiem odbiorców. Ja ukułem takie powiedzenie, że najsłabszą częścią mediów są odbiorcy. Przecież my śledząc wyniki oglądalności podążamy w kierunku wyznaczonym przez widza.

Nie boi się pan pewnego zapętlenia? Czy nie jest tak, że odbiorcy są tacy jak media, a media tacy jak odbiorcy?
Oczywiście, że te zależności istnieją. Mimo to media komercyjne nie mogą abstrahować od tego, czego oczekuje widz.

Może warto by choć czasami media kreowały oczekiwania odbiorcy...
Nie. To jest tak samo jak z dziennikarstwem. Nawet jeśli dziennikarz napisze bardzo dobry tekst i zawiesi go w internecie, a nikt do niego nie dotrze i go nie przeczyta, to tak jakby go nie napisał. Rolą dziennikarza jest spełniać oczekiwania odbiorcy, ale do pewnego stopnia. Można zrobić materiał o człowieku, który wynalazł okulary pozwalające widzieć ludzi bez ubrania. To oczywiście totalna bzdura, ale ludzie właśnie o takich rzeczach chcą czytać. Dziennikarz nie może jednak przekraczać pewnej granicy. Poza odpowiedzią na oczekiwania odbiorcy musi dawać mu coś więcej. TVN24 także musi pokazywać bezprzedmiotowe awantury polityków, ale proponuje widzowi również coś więcej, jak choćby wspomniane filmy Ewy Ewart, czy prowadzone przeze mnie rozmowy.

Jak doszło do niedawnego powrotu na antenę „Innego punktu widzenia”, w którym rozmawia pan na niebanalne tematy z niebanalnymi osobowościami?
Odkąd program przestał być emitowany w TVN24 na wszystkich spotkaniach pytano mnie o powody jego zniknięcia i możliwość ewentualnego powrotu. Oczywiście nie przychodziły listy do redakcji z prośbą, by te moje rozmowy przywrócić, ale jakieś zainteresowanie i emocje ten program budził cały czas. Biorąc pod uwagę, że ostatni program oglądały 142 tys. widzów, czyli więcej niż wynosi sprzedaż „Polityki” to myślę, że można się cieszyć z wyniku.

Czemu więc wcześniej został zdjęty z anteny?
Program zszedł z anteny, ponieważ był zaplanowany na rok, a trwał trzy lata. Po tym okresie ja byłem nim znużony. Zrezygnowałem z rozmów z politykami, gdyż straciłem ciekawość. Po co mam z kimś takim rozmawiać skoro wiem co mi powie? Nawet do porannej rozmowy starałem się zapraszać przedstawicieli świata nauki. Teraz, po 2,5-letniej przerwie poczułem znów ciekawość. Dostrzegłem ludzi, których można zaprosić do „Innego punku widzenia” i z pewną świeżością chcę to robić. Kiedy ostatnim razem program schodził z anteny, czułem że drepczę w miejscu i zadaję te same pytania. To nie miało sensu.

Jaki jest zatem teraz pana pomysł na ten program?
On generalnie bardzo się nie zmienia. Chcę z moimi gośćmi rozmawiać o sprawach najważniejszych: etyce, filozofii, moralności. Chcę rozmawiać do czego prowadzi rozwój naszej cywilizacji. W jakim kierunku zmierzamy i czy ktoś nad tym wszystkim panuje? Co stanie się jeśli ktoś zacznie wykorzystywać wszystkie zdobycze techniki i nauki nie tylko do celów, do których zostały one stworzone? Rysuje się tu taka trochę Orwellowska wizja naszego świata.

Nie obawia się pan, że właśnie takie pesymistyczny wydźwięk będą miały te rozmowy?
W jednej rozmowie będziemy mówić o zagrożeniach, a w drugiej o szansach związanych z rozwojem cywilizacji. Człowiek jest zbyt mądry. Cały czas się rozwija. Pytanie tylko do czego dąży i jak to wszystko się zaczęło?

Ludzi chcących słuchać, oglądać czytać takich pogłębionych materiałów będzie przybywać? Są szanse, ze nasze życie wyhamuje? Znajdziemy czas na to by się zastanowić nad materiałem, a nie tylko przejrzeć nagłówki na portalach internetowych?

Już trochę wyhamowaliśmy. Gdyby nie wydarzenia z 11 września 2001 roku rozrywka by nas zdominowała. Choć i tak przemysł rozrywkowy stanowi ogromną siłę, co widać choćby na przykładzie afery hazardowej, gdzie przecież o dostarczanie rozrywki chodzi.


Ja społeczeństwa dzielę w skali 2:8. 80 proc. obywateli zazwyczaj nie chce się niczym interesować i oczekuje, że rządzący za ich pieniądze święty spokój im zapewnią. Pozostała część ludzi jest ciekawych świata. Kończą kilka kierunków studiów, cały czas chcą się uczyć i poznawać świat. Oni będą szukali w mediach odpowiedzi na te poważne pytania.
 

Niedawno Ewa Wanat, redaktor naczelna Radia TOK FM, w rozmowie z Wirtualnemedia.pl powiedziała, że dziennikarstwo, które znamy sprzed 20 lat umiera. Podziela pan tę opinie?
To jakiego typu dziennikarstwo dziś panuje widać doskonale na przykładzie Onet.pl, który w ostatnim okresie specjalizuje się w tytułach zagadkowych. Tytuły zazwyczaj są cytatami...

Tak wyciętymi, aby czytelnika zainteresować, ale nie dać mu możliwości nawet domyślenia się czego dotyczy news...
Aby zachęcić do kliknięcia, bo to jest policzalne. Ranga dziennikarza internetowego mierzona jest ilością kliknięć.

To też przykłada się na przychody portalu.
Ilość kliknięć wiąże się także z prestiżem danego dziennikarza. To bardzo nieprzyjemna sytuacja dla autora poważnej, ciężko zdobytej informacji, gdy ma mniej kliknięć od kolegi, który napisał tekst np. o tym jak podrywać w weekend. Mimo to nie można poddać się bezkrytycznie tej tendencji tabloidowej i rozrywkowej. Zawsze znajdzie się grupa osób poszukująca czegoś więcej, jakiegoś komentarza. Rzeczywiście żyjemy w dość dziwnych czasach, co widać choćby na przykładzie USA, gdzie często dużo większym uznaniem cieszą się opinie blogerów, niż zawodowych komentatorów. Biorąc to pod uwagę Ewa Wanat ma rację. Dziennikarstwo w tradycyjnym rozumieniu odchodzi powoli do lamusa. Ale to też zależy od czasów w jakich żyjemy, a żyjemy w lekkich czasach.

Na lekkie czasy, lekka informacja?
Tak. Jeśli odbiorca wie, że niczego nie musi się obawiać, to nie słucha, ani nie czyta zbyt dokładnie. Wytężamy swoje zainteresowanie dopiero w obliczu zagrożenia. W obecnych czasach wolimy spędzić czas w sieci, wymieniając się ze znajomymi np. zdjęciami w różnego rodzaju serwisach społecznościowych.

Czego więc uczy pan studentów dziennikarstwa?
Uczę ich oglądać media. Pokazuję w jakich kierunkach się one rozwijają. Uczę uczciwości w bardzo drobnych dziennikarskich pracach, tj. chociażby przygotowanie odpowiedniej „setki”, która nie będzie wyrwana z kontekstu, ale odda w kilku słowach sens dłuższej wypowiedzi.

Aby zostać uznanym w środowisku dziennikarzem, czasami nawet celebrytą, co imponuje młodym ludziom, trzeba przejść przez „szkołę” TVN?
Na pewno coś w tym jest. To widać choćby na przykładzie wielu konkursów i plebiscytów, w których pierwsze miejsca zdobywają dziennikarze TVN. Telewizja publiczna wycofuje się z transmitowania tych wydarzeń, bo jej pracownicy nie są tam nagradzani. To wynika ze sposobu, w jaki media publiczne traktują dziennikarzy. Mogę o tym mówić na wielu przykładach, swoim, Tomasza Lisa, Katarzyny Kolendy-Zaleskiej. W żadnym z tych przypadków nie było nawet próby zatrzymania nas w stacji. TVN wie, że siłą każdego przedsięwzięcia są ludzie i dba o nich.

Trzeba otrzeć się o TVN, nawet jeśli za możliwość odbycia stażu trzeba zapłacić?
Posiadanie wpisu w życiorysie, że odbyło się staż w TVN jest cenne.

Ale w certyfikacie, który państwo wydajecie po ukończeniu takiego stażu nie ma adnotacji, że ktoś za niego zapłacił, a inna osoba odbyła go bo była naprawdę dobra.
Nie wiemy jak ta próba płatnych staży się skończy. Dotychczas przyjmowaliśmy na staże trochę w partyzancki sposób. Jeśli był nam ktoś potrzebny to zaglądaliśmy do ostatnio nadesłanych ofert. Teraz, kiedy staże są płatne wiemy, że przychodzą osoby są zdeterminowane do tego, aby się czegoś nauczyć, a u nas uczą się dużo.

Nie obawia się pan, że nie będą to jednak wcale te najlepsze osoby, ale Ci, których rodziców stać na zafundowanie swoim latoroślom stażu w TVN?
Nauka kosztuje. Studia też nie są bezpłatne. Nawet na uczelni, gdzie ja wykładam, studenci płacą czesne i to wcale nie najniższe, a proszę mi uwierzyć, że nie uczą się tam tylko krezusi.

Dołącz do dyskusji: Prestiż dziennikarza zależy od ilości kliknięć

45 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Mara
Nie do końca się z Panem zgadzam.Twierdzę,że TVN zrobil duzo złego i jest przede wszystkim winien tabloizacji mediow. Tatabloidyzację widać najlpiej po spadku sprzedazy prasy,ktora z natury rzeczy kierowana była do ludzi lepiej wykształconych.Do nich najszybciej dotarło ,że szkoda czasu i pieniędzy na serwowaną miałkość.W pewnych środowiskach wręcz w złym tonie jest przyznawać się, do oglądania tv.
Czy zauważył Pan jak bardzo zmienił się poziom dzwoniacych do Szkła?
A Onet i te zagadkowe tytuły- kiedyś zaczynałam przeglądanie internetu właśnie od Onetu,ale kiedy zorientowałam się, że tytuły są nie tylko podkręane ale i nieadekwatne do treści wybieram inne portale i jak zakończę ich przeglądanie wiem wszystko co zaserwuje mi Onet.
Reasumując- tabloidyzacja- to podcinanie gałęzi,na której się siedzi.
0 0
odpowiedź
User
pikus
Ale gadanie.... Zapłać TVNowi za praktyki, odwalisz im kawał roboty, dopłacisz do tego, a praca... i tak pewnie nie znajdziesz, a jak juz gdzieś się załapiesz to za 1-1,5 tys. zł. Takie są niestety realia. Ale o tym Miecugow nie powie, bo pewnie zarabia ponad 10 tys. zł.
0 0
odpowiedź
User
pikus
Ale gadanie.... Zapłać TVNowi za praktyki, odwalisz im kawał roboty, dopłacisz do tego, a praca... i tak pewnie nie znajdziesz, a jak juz gdzieś się załapiesz to za 1-1,5 tys. zł. Takie są niestety realia. Ale o tym Miecugow nie powie, bo pewnie zarabia ponad 10 tys. zł.
0 0
odpowiedź