Policjanci z nakazem przeszukania domu współpracowniczki OKO.press. Brudziński: nie poinformowała, że jest dziennikarzem
Dzień po tym, jak dziennikarz i operatorka OKO.press zrelacjonowali zakłócenie koncertu rosyjskiego chóru w Bydgoszczy, policjanci przyszli do ich mieszkań z nakazami przeszukania. Operatorka oddała funkcjonariuszom pendrive z nagraniem zajścia. Według ministra spraw wewnętrznych i administracji Joachima Brudzińskiego kobieta podczas koncertu nie poinformowała policjantów, że jest dziennikarką.
Dziennikarz OKO.press Robert Kowalski i współpracująca z nim operatorka (nie podano jej personaliów) zarejestrowali w piątek zajścia w czasie koncertu rosyjskiego Chóru Aleksandrowa w Bydgoszczy. Występ przerwało dwóch aktywistów Obywateli RP, wbiegając na scenę z transparentami i okrzykami przeciw rosyjskiej agresji na Ukrainie.
Mężczyzn szybko obezwładnili i wyprowadzili ochroniarze, a dziennikarz i operatorka OKO.press poszli za nimi za kulisy. Tam zostali spisani przez policjantów i na polecenie organizatora musieli opuścić obiekt. Wrócili do Warszawy i rano zamieścili na portalu relację wraz z materiałem wideo.
Około południa w domach obojga współpracowników OKO.press pojawili się funkcjonariusze z Komendy Rejonowej Policji w Warszawie. Mieli przy sobie nakazy przeszukania.
Roberta Kowalskiego nie było akurat w domu, natomiast jego operatorka nie zdołała przekonać policjantów, że później złoży wszystkie wyjaśnienia, bo teraz szykuje urodziny synka. - Poinformowała policjantów, że materiały objęte są tajemnicą dziennikarską i czeka na jadącego już do niej prawnika. Nalegała, by asystował przy tej wizycie. Bez skutku. Zagrożono jej nie tylko przeszukaniem mieszkania, ale także zabraniem wszystkich komputerów, kart pamięci i dysków - opisano na OKO.press.
W tej sytuacji kobieta zdecydowała się przekazać policjantom pendrive z nagraniem z koncertu. - Zabrali go bez żadnego zabezpieczenia. To ewidentne nierespektowanie zasady tajemnicy dziennikarskiej - oceniono w relacji OKO.press.
Do domu operatorki, która wczoraj, filmowała dla @oko_press akcję poparcia dla Ukrainy, zorganizowaną podczas koncertu rosyjskiego Chóru Aleksandrowa, przyszła dziś policja. Zarekwirowała nagranie. Szuka dowodu znieważenia flagi Rosji (przewrócił ją ponoć uczestnik akcji).
— Bianka Mikołajewska (@BMikolajewska) 8 grudnia 2018
Szef MSWiA czeka na wyjaśnienia policji
Działania policji w tej sprawie skrytykowali niektórzy dziennikarze aktywni na Twitterze. - Policja w domach dziennikarza i operatorki z OKO.press. Straszne czasy. Wolności mediów coraz mniej - ocenił Bartosz Węglarczyk z Onetu. - Rewizja. Zabrali pendriva z nagraniem. Tajemnica dziennikarska ich nie powstrzymała. Jak kiedyś brali pendrivy był dym na całą Polskę. Teraz spowszedniało - stwierdził Paweł Reszka z „Newsweek Polska”.
- Panie ministrze, wiem że akcja po cichu lepiej wygląda niż ten cyrk we „Wprost” ale zasada ta sama. Odbieranie dziennikarzowi nośnika z materiałami nie wygląda dobrze… - napisał Jacek Czarnecki z Radia ZET do Joachima Brudzińskiego, ministra spraw wewnętrznych i administracji.
Brudziński zapewniał, że wyjaśni tę sprawę, a na razie czeka na szczegółowe informacje od policji. - Wstępnie dowiedziałem się, że policja wylegitymowała Panią która filmowała zajście podczas koncertu, nie poinformowała wówczas, że jest dziennikarzem. Później w trakcie prowadzenia czynności policja dysponując jej adresem miała zwrócić się do niej z prośbą o wydanie nagrania jako dowodu zakłócenia koncertu. Tak jak napisałem czekam na szczegółowe wyjaśnienia - stwierdził.
- Wydaje mi się jednak, że porównywanie tej spraw do wejścia ABW do redakcji tygodnika „Wprost” jest przesadą - zaznaczył Joachim Brudziński.
Panie Redaktorze, wyjaśnię tę sprawę, czekam na szczegółowe informację od @PolskaPolicja. Wstępnie dowiedziałem się,że policja wylegitymowała Panią która filmowała zajście podczas koncertu, nie poinformowała wówczas, że jest dziennikarzem.Póżniej w trakcie prowadzenia czynności1)
— Joachim Brudziński (@jbrudzinski) 10 grudnia 2018
Przypomnijmy, że w połowie czerwca 2014 roku, kilka dni po ujawnieniu we „Wprost” podsłuchanych rozmów czołowych polityków i urzędników państwowych (m.in. ówczesnego szefa MSWiA Bartłomieja Sieniewicza) funkcjonariusze ABW na polecenie prokuratora próbowali zabezpieczyć komputery w redakcji tygodnika. Na miejsc szybko przybyło wielu dziennikarzy, co uniemożliwiło siłowe odebranie laptopa redaktorowi naczelnemu pisma Sylwestrowi Latkowskiemu.
Działania służb w tej sprawie skrytykowało wiele organizacji zajmujących się braną mediów i prawami obywatelskimi. Parę dni później Sylwester Latkowski złożył zeznania w prokuraturze i przekazał nośniki z nagraniami podsłuchanych rozmów.
Dołącz do dyskusji: Policjanci z nakazem przeszukania domu współpracowniczki OKO.press. Brudziński: nie poinformowała, że jest dziennikarzem