Wyhamowanie wzrostu aplikacji mobilnych to efekt przesycenia ofertą i dojrzałości rynku (opinie)
- Giganci mobilnych aplikacji mają mniej pobrań, bo pojemność rynku sięga maksimum. Ale pomimo spadających wskaźników tworzenie programów na urządzenia przenośne ma wciąż sens pod warunkiem, że aplikacje wnoszą coś nowego dla użytkownika - oceniają dla Wirtualnemedia.pl Bartosz Drozdowski, Artur Zawadzki, Łukasz Makowski i Karol Suchenek.
Kilka dni temu informowaliśmy, że segment mobilnych aplikacji spowalnia, a w USA w ciągu ostatniego roku liczba instalacji programów na urządzenia przenośne spadła o 20 proc. Dodatkowo z badania przeprowadzonego przez firmę Appboy wynika, że mniej niż co czwarty użytkownik mobilnej aplikacji wraca do niej na drugi dzień po jej pierwszym użyciu.
Pomimo tych ostrzegawczych sygnałów eksperci rynku mobilnego w rozmowach z serwisem Wirtualnemedia.pl są dalecy od paniki.
Nasycony rynek
W opinii Artura Zawadzkiego, członka zarządu Spicy Mobile ostatnie statystyki świadczą o pewnym nasyceniu rynku aplikacjami mobilnymi. - Spadek zainteresowania wybranymi aplikacjami na rynku amerykańskim z pewnością można rozpatrywać w kontekście nasycenia - przyznaje Artur Zawadzki.
- Warto jednak zwrócić uwagę na to jakie aplikacje wyhamowały. Messenger, Facebook - są to aplikacje dostępne na globalnym rynku już od dłuższego czasu, w formule dobrze znanej użytkownikom mobilnym. Wzrost Snapchata może świadczyć jedynie o preferowanych tendencjach coraz młodszych użytkowników mobilnych (szybkość przesyłania informacji/ulotność tych informacji, a przede wszystkim przesył obrazu bez zbędnej treści). Warto zwrócić także uwagę na globalny wzrost aplikacji programów telewizyjnych. Takie wahania pokazują tendencję i niekoniecznie odchodzenie od samych aplikacji mobilnych- ocenia Zawadzki.
Jednocześnie zwraca uwagę na to, że wbrew globalnym statystykom tendencje na polskim rynku są optymistyczne. - Na polskim rynku obserwujemy trend odwrotny - podkreśla. - Z naszego badania Mobience w kontekście porównań rocznych wynika, że użytkownicy instalują więcej aplikacji (marzec 2015, średnio 98 aplikacji / marzec 2016, średnio 107 aplikacji). Poza tym użytkownicy więcej czasu poświęcają aplikacjom instalowanym (48 proc.), niż stronom internetowym (15 proc.). Tworzenie aplikacji mobilnych ma sens, warto jednak wziąć pod uwagę tendencje również te globalne - dodaje menedżer Spicy Mobile.
Bardziej dojrzali użytkownicy
Dla Bartosza Drozdowskiego, CEO Mobile Rockets, nie ulega wątpliwości, że dane o malejącej liczbie instalacji aplikacji mobilnych świadczą o rosnącym doświadczeniu i dojrzałości użytkowników. - Rynek aplikacji dojrzał, tak samo jak masa ich użytkowników, a spadek rok do roku wśród tych najpopularniejszych i najstarszych dowodzi jedynie że są to „must have” na każdym urządzeniu - ocenia Bartosz Drozdowski.
- Jednocześnie relatywnie najnowsze "trendy" i aplikacje jak Snapchata czy Ubera rosną, co też wydaje się być uzasadnione. Na pytanie czy w obliczu tego raportu można wyciągać wnioski dotyczące sensu tworzenia aplikacji, odpowiadam zdecydowanie nie. Niezmienne jest to iż aplikacja musi mieć wartość dodaną oraz potencjalny zasięg w zestawieniu do wersji „mobile web’owej”. Także zupełnie inną kwestią jest dostarczanie nowej usługi, wartości, „experience” użytkownikowi mobilnemu, czyli de facto zważywszy rok 2016 - ludziom (Uber, Snapchat), czym innym zaś przepakowywanie tego samego kontentu z mobile web do aplikacji (wydawcy rozumiani jako producenci treści) - podkreśla Drozdowski.
Aplikacje mobilne wciąż mają sens
- Osobiście uważam, że spadek ściągalności aplikacji mobilnych nie wpływa na sens ich tworzenia, ale wpływa na ich specyfikę - uważa Łukasz Makowski, CEO LookSoft. - Użytkownicy, którzy zaspokoją swoją potrzebę komunikacji bądź pozyskiwania informacji na smartfonie poprzez wybrane przez siebie medium (dajmy na to daną aplikację), nie będą go zmieniać (a przynajmniej nie często), bo ich otoczenie też z nich korzysta, a nowe inicjatywy rzadko są już tak przełomowe i innowacyjne, aby szybko zainteresować bazę osób widoczną w statystykach - dodaje.
- Na pewno ważnym czynnikiem, jaki należy wziąć pod uwagę, jest fakt, że rośnie cały czas liczba aplikacji, więc wybór jest coraz szerszy. Obserwuję za to znaczny wzrost znaczenia funkcjonalności w aplikacjach i dbałości o to, aby w pełni realizowały specyficzne stawiane im zadania, co wpływa na poziom ich użyteczności. Użytkownicy rzadziej „próbują” nowych aplikacji, a jak już ściągną i nie jest to coś, co ich przekona, to kolejny raz już jej po prostu nie włączają, pozostając przy tych, które spełniają ich potrzeby - podsumowuje Łukasz Makowski.
Aplikacje muszą zaspokajać powtarzalne procesy
- W kontekście spadku liczby ściągnięć aplikacji na rynkach rozwiniętych trzeba pamiętać że nadal jest duża grupa użytkowników którzy co prawda posiadają smartfony, ale używają ich jako zwykłego telefonu - zaznacza w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Karol Suchenek, szef MoBehave. - Nadal jest duża grupa użytkowników którzy dopiero zaczynają poznawać świat aplikacji. Nie mniej jednak aplikacje są użyteczne tylko wówczas kiedy zaspokajają powtarzalne procesy. Co za tym idzie kategorie takie jak : rozrywka (z naciskiem na gry), social media i komunikacja, finanse osobiste, nawigacja będą miały swoich lojalnych użytkowników. We wspomnianych kategoriach mają oni wymierną korzyść w postaci uproszczonego dostępu, łatwiejszej nawigacji i wyższej użyteczności - opisuje.
Rynek mobile jak każdy jest podatny na trendy. Aplikacje do wszystkiego to bez wątpienia był efekt takiego trendu, który nie miał pokrycia w wartości dla użytkownika. Przytoczone dane potwierdzają, że wersje przeglądarkowe html5 są efektywniejszym rozwiązaniem z punktu widzenia elastyczności zarządzania zmianą czy tez kosztów utrzymania - zaznacza Karol Suchenek.
Większość aplikacji mobilnych dostarcza system, pozostaje 5 proc. niepokrytych potrzeb
Marcin Bobowicz, head of mobile w Hypermedia linked by Isobar stoi na stanowisku, że obecnie rynek aplikacji mobilnych jest mocno nasycony. Aby dalej się rozwijał ilość programów musi się przerodzić w ich szeroko rozumianą jakość.
- Od lat dziennie używamy od 5 do 10 aplikacji. Ta liczba się drastycznie nie zmienia - zauważa Marcin Bobowicz. - Zmieniło się to, że przestało nas bawić szukanie nowych aplikacji ponieważ:
a) najważniejsze i niezbędne funkcje (70 proc.) dostajemy z systemem: przeglądarka, mail, pogoda, notatki, muzyka, nawigacja i te 30 kolejnych aplikacji, których użytkownik nie może usunąć, a są mu całkowicie zbędne.
b) kolejne 25 proc. dostarcza nam stajnia Facebooka wraz z Messangerem, instagramem, WhatsAppem.
c) znalezienie czegoś nowego, dobrego i przydatnego w tym natłoku produktów w sklepach aplikacyjnych graniczy z cudem a system poleceń nie działa - wylicza Bobowicz.
- Użytkownikowi zostaje jakieś 5 proc. niepokrytych potrzeb. Dociągnie 2-3 gry, Snapchata czy kolejny komunikator. Aplikacja do wykrywania kabli w ścianie nie jest mu potrzebna (miał ją 3 lata temu i użył 2 razy) - ironizuje Marcin Bobowicz i jednocześnie zwraca uwagę na jakość aplikacji.
- Nie martwię się spadkiem ściągalności aplikacji bo nie ilość ma tu znaczenie a jakość - podkreśla ekspert z Hypermedia. - Jakość rozumiana zarówno w jakości wykonania jak i ich przydatności. Te 2 parametry można zmierzyć inną statystyka: czasem spędzonym w aplikacjach. Więc jeżeli chcemy odczarować rozczarowanie obniżoną ściągalnością to rzućmy okiem na statystyki które pokazują, że w ciągu 2 lat czas spędzony w aplikacjach wzrósł o 37 proc. (z 2,06 na 2,54 godz.), czyli niemal 2 razy bardziej niż ich ściąganie. Co ciekawe, zainteresowanie samymi aplikacjami społecznosiowymi spadło, więc musiało się przenieść na te pozostałe - zaznacza Bobowicz.
Aplikacje mobilne kosztowne i mało skuteczne
Monika Mikowska, współwłaścicielka agencji Mobee Dick i autorka bloga jestem.mobi, jest bardzo krytyczna jeśli chodzi o biznesowy sens tworzenia wciąż nowych aplikacji mobilnych. Jej zdaniem aplikacja wymaga drogich inwestycji nie gwarantując skuteczności w osiągnięciu zamierzonych celów ani zwrotu wkładu finansowego.
- Jestem osobą, która od początku swojej kariery w branży mobilnej ostrzega, aby być bardzo rozważnym podczas podejmowania decyzji o stworzeniu aplikacji mobilnych - podkreśla Monika Mikowska. - Wielokrotnie odradzałam i odradzam firmom tworzenie nowych aplikacji mobilnych, bo to niezwykle kosztowna i wymagająca inwestycja w porównaniu do innych narzędzi docierania do klientów w internecie. Dane, które dzisiaj cytujemy, z mojego punktu widzenia są więc tylko kolejnym argumentem na „nie” - dodaje.
- Już dwa lata temu firma badawcza comScore podała, że 66 proc. Amerykanów deklaruje, że nie pobiera żadnych nowych aplikacji mobilnych (korzysta tylko z tych, które ma preinstalowane oraz dodatkowo dodawanych samodzielnie, tuż po zakupie nowego telefonu). Na potrzeby raportu “BANK.JEST.MOBI 2016”, który niedawno opublikowałam, w ramach mojej działalności blogowej zrealizowaliśmy z TNS Polska badanie, jak te aspekty wyglądają w Polsce - polski rynek ma przecież swoją własną specyfikę i nie powinniśmy się jednoznacznie identyfikować z danymi światowymi - opisuje Mikowska.
- Okazało się, że z pobieralnością jest u nas trochę lepiej. Wśród osób, które aktywnie korzystają z aplikacji mobilnych (w tym z bankowości mobilnej) aż 57 proc. osób deklaruje, że nowe aplikacje pobiera przynajmniej kilka razy w miesiącu. Pamiętajmy jednak, że moda na aplikacje mobilne wystartowała u nas ciut później niż za oceanem i dopiero od około 2-3 lat polskie firmy inwestują większe budżety w działania promocyjne swoich aplikacji, czego efektem są właśnie takie statystyki - stwierdza współwłaścicielka Mobee Dick.
- To jednak dane mówiące wyłącznie o pobieralności. Z używalnością aplikacji jest o wiele gorzej. Nawet zaawansowani i aktywni „aplikacyjnie” posiadacze smartfonów korzystają średnio z 5 aplikacji dziennie i 12 miesięcznie. Na świecie jest podobnie - w ujęciu globalnym posiadacze smartfonów korzystają średnio z 10 aplikacji dziennie i 25 miesięcznie (dane wg Yahoo ze stycznia 2016). Co więcej, 80 proc. czasu spędzamy tylko w 3-4 ulubionych (wśród nich na pewno znajduje się przynajmniej jeden serwis społecznościowy i przynajmniej jeden komunikator). Wobec takich argumentów nikt nie powinien mieć już wątpliwości, jak ciężko przebić się (i utrzymać) z nową aplikacją na smartfony swojej grupy docelowej - zaznacza Mikowska i wskazuje alternatywę dla kosztownych i nieskutecznych aplikacji mobilnych.
- W tej sytuacji firmy i wydawcy powinni skupić się na optymalizacji swoich stron internetowych pod urządzenia mobilne, obecności w aplikacjach już obecnych na smartfonach Polaków oraz, przede wszystkim, byciu dostępnym dla swoich klientów wszędzie tam, gdzie oni są i odpowiadaniu na ich zapytania najszybciej, jak to możliwe - uważa ekspertka z Mobee Dick. - Dziś już mogę nałożyć obowiązek na wszystkie firmy, aby posiadały fanpage na Facebooku nie w celach promocyjnych, a po to, aby można było do nich po prostu… napisać na Messengerze. Jeśli w łatwy i szybki sposób możemy czatować ze swoimi znajomymi, to w taki sam sposób chcemy się komunikować również z przedstawicielami firm (np. doradcą bankowym, aby porozmawiać o wątpliwościach, które mam czytając ofertę lokaty, albo zamówić posiłek do pokoju hotelowego, w którym jestem, albo poprawić złożone przez chwilą zamówienie w sklepie internetowym, albo zapytać kogoś z linii lotniczych o powód opóźnionego lotu, itp.) - wylicza menedżerka.
- Nie dzwonić, nie majlować, a po prostu napisać na komunikatorze, dokładnie tak samo, jak korespondujemy ze znajomymi, przyjaciółmi czy rodziną. Technicznie to już jest możliwe i tylko od chęci firm zależy, kiedy przestawią się na ten sposób komunikacji ze swoimi klientami. I właśnie taka dostępność firmy (o wiele bardziej niż posiadanie własnej aplikacji mobilnej) spowoduje, że bez cienia wątpliwości będzie można określić ją mianem „mobi” - podsumowuje Mikowska.
Aplikacjom zaszkodziły rosnące ceny i reklamy wideo
- Przyczyn spadku upatrywałbym w trzech różnych sferach - ocenia Piotr Rytel, product manager w dziale mobile Grupy WP. - Po pierwsze, Amerykanie są przesyceni aplikacjami. Jak podaje ComScore, aż 65 proc. Amerykanów już w 2014 r. nie ściągało ani jednej nowej appki - stwierdza.
- Po drugie, według danych eMarketera pomiędzy 2014 a 2015 r. ceny za instalację aplikacji w USA wzrosły prawie dwukrotnie, co mocno przytemperowało skalę zakupu. Marketerzy zaczęli się skupiać na skuteczności prowadzonych kampanii, chcąc pozyskiwać bardziej lojalnych użytkowników do swoich aplikacji, co przełożyło się także na przesunięcie części pieniędzy na kampanie reengagementowe - dodane Rytel.
- Rynkowi instalacji mocno zaszkodził też boom na reklamy video w kampaniach nieprowadzących do instalacji aplikacji. Duża część inventory została zdominowana przez tego typu kreacje skutecznie ograniczając pole działania, bądź co bądź niełatwym, kampaniom instalacyjnym - podkreśla Piotr Rytel.
Dołącz do dyskusji: Wyhamowanie wzrostu aplikacji mobilnych to efekt przesycenia ofertą i dojrzałości rynku (opinie)
Według mnie mylisz się, np w Angli ludzie mają apliakcje od wszystkie. Zainstalowany po 30-40. Z tym, że uważam że aplikacje wcześniej czy później czeka śmierć. Tak jak w artykule mają sens jeśli wnoszą coś nowego, w tej chwili wnoszą ponieważ można więcej wyciągnąć z interfejsów/szybkości działania. Wcześniej czy później zacznie się to wyrównywać. A firmy nie będą chciały utrzymywać Web/Iose/Andorida/C# - generuje to dodatkowe koszty.