SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Grzegorz Hajdarowicz: Wydawnictwo Presspublica jest w trakcie restrukturyzacji

Z Grzegorzem Hajdarowiczem, właścicielem m.in. „Przekroju”, „Rzeczpospolitej”, „Uważam Rze” rozmawiamy o polskim rynku medialnym, planowanych zmianach, restrukturyzacji w należących do niego pismach i o wizji stworzenia polskiej grupy medialnej.

Krzysztof Lisowski: Tygodnik „Uważam Rze”, jako magazyn centro-prawicowy, wyprzedza obecnie na rynku wszystkie magazyny opinii. Czy jako nowy właściciel Presspubliki utrzyma Pan jego dotychczasową linię i czy przewidywane są jakieś zmiany personalne w tym tytule?

Grzegorz Hajdarowicz: Nie planujemy zmian. Linia programowa znalazła swoich odbiorców. „Uważam Rze” jest dziś liderem w sprzedaży egzemplarzowej wśród tygodników opinii; sprzedaje się lepiej od „Polityki” (pomijam tu „Gościa Niedzielnego”, który ma inny system dystrybucji). Znaczy to, że jest takie zapotrzebowanie na rynku, na które my chcemy odpowiedzieć. Nie są planowane żadne zmiany, jak chodzi o linię i cały ten tytuł, który jest już w świadomości czytelniczej i chcemy, aby tak zostało. – Panuje jakaś taka mania prześladowcza, że tytuły wydawane przez wydawcę muszą odzwierciedlać jego spojrzenie na świat i poglądy polityczne. To tak, jakby piekarz miał piec tylko te bułki, które sam lubi jeść, a producent odzieży tworzył tylko tę odzież, którą sam lubi nosić. To absurd, jest to myślenie troszeczkę ze starej epoki, które nie oddziela funkcji wydawcy od treści, którą on podaje. Osobiście nie ukrywam, że wiele treści publikowanych w „Uważam Rze” nie odzwierciedla mojego spojrzenia na świat, które jest zupełnie inne, jednak muszę zachowywać się jak wydawca.

Czy będą zmiany na stanowisku szefa „Uważam Rze”? Jeszcze niedawno w kuluarach spekulowano, że redaktor naczelny może odejść z wydawnictwa…

„Uważam Rze” radzi sobie świetnie i jest dzisiaj największym tygodnikiem opinii w Polsce. Trzymam kciuki za jego zespół.

Jak Pan ocenia obecną kondycję rynkową „Rzeczpospolitej”?

Trawestując hasło polityczne oceniam, że „Rzeczpospolita” jest w budowie. Jesteśmy w procesie restrukturyzacji. Ja, szczerze mówiąc, jestem rozczarowany, bo zakładałem, że angielski udziałowiec troszkę implementował takiego anglosaskiego stylu zarządzania. Otóż nie implementował poza jakąś absurdalną biurokracją i liczbą kolorowych wykresów, które wszyscy tam wytwarzają. Wymaga to więc bardzo poważnej przebudowy. Część rzeczy została już zrobiona, ale sporo jeszcze przed nami, bo Presspublica musi być inaczej zorganizowana. Bardzo liczę na to, że dziennikarze oraz pracownicy – bo przecież nie tylko dziennikarze pracują w wydawnictwie – zmienią sposób myślenia i że internet będzie dla nich automatycznym elementem wydawnictwa, a nie obcym ciałem – takie myślenie musi być powszechne. Do tego dochodzi kwestia trochę innej organizacji, bo więcej mamy tytułów; nastawienie na technologie, na tablet – te aplikacje muszą być lepsze; na androidy, a nie tylko na iPady. Zmiany są wprowadzane, ale chciałbym żeby odbyły się jeszcze szybciej.

Rozumiem więc, że jest Pan niezadowolony z sytuacji, jaka panuje w całej Presspublice?

Jestem absolutnie niezadowolony, bo zakładałem, że to wszystko zostanie zrealizowane do końca grudnia, a wiele jest jeszcze do zrobienia. Liczę tutaj na pozytywną aktywność związków zawodowych. Przecież również w ich interesie są takie zmiany, aby wydawnictwo było prężne i nowoczesne. Jeżeli chodzi o publicystów – cóż, „Rzeczpospolita” na pewno nie będzie drugą „Gazetą Wyborczą”, będzie w jakiejś ideowej opozycji do „Gazety Wyborczej”, więc na pewno prawicowi publicyści również znajdą swoje miejsce na łamach. „Rzeczpospolita” jednak na pewno nie będzie mogła być identyfikowana z jedną partią polityczną, jak i nikt nie może oczekiwać, aby była antyrządowa. Antyrządowa może być jedynie w tym aspekcie, gdy wytknie rządowi popełniane błędy gospodarcze – myślę, że tutaj nie unikniemy konstruktywnej krytyki tego, czy innego rządu. Ale na pewno nie jest to pismo ani pro- ani antyrządowe. To ma być tytuł, który będzie popierał prywatny biznes, prywatną własność i żądał dla nich szacunku, będzie popierał ludzi przedsiębiorczych, czyli tych, którzy chcą czegoś więcej i nie boją się sami kreować rzeczywistości. To może być zarówno rzeźbiarz, jak i piekarz.

Wiadomo już, że w Presspublice odbędą się poważne zwolnienia. Ile osób oraz w jakim trybie zostanie zwolnionych?

Wydawnictwo jest w trakcie restrukturyzacji. Jest ona konieczna, by myśleć o przyszłości i rozwoju. Do tej pory było dwóch udziałowców i to powodowało bardzo konkretne blokady w zarządzaniu. Zbyt dużo było tabelek, a zbyt mało realnych działań zwiększających efektywność i jakość działania. Proszę zauważyć, że rozpoczęliśmy od redukcji liczby członków zarządu i rady nadzorczej, czyli od samej góry. Zwolnienia uzgodnione zostały ze związkami zawodowymi i są sukcesywnie przeprowadzane. Przykre to, ale nie ma innego wyjścia. Są konieczne i mówimy to wprost. Identycznie w trudnym okresie dla mediów dzieje się w innych grupach medialnych tyle, że często odbywa się to niejako na raty. My chcemy ten proces przeprowadzić jak najszybciej.

Czy zakodowanie serwisu rp.pl to była dobra decyzja i czy się sprawdza?

Nie chciałbym już teraz otwierać butelek szampana, ale jak na razie jesteśmy bardzo zadowoleni z wyników, nawet pozytywnie zaskoczeni. Nie mam pod ręką danych, nie chcę więc być nierzetelny i rzucać tu cyframi, w odpowiednim momencie poinformujemy o wynikach. Należy też wziąć tu pod uwagę, że jest to początek. Uważam, że jest to absolutnie jedyny kierunek, ponieważ nie da się wytwarzać treści wysokiej jakości nie uzyskując z tego pieniędzy. Na dzień dzisiejszy treści pobierane są w sposób legalny i nielegalny przez różnych użytkowników internetu i rozprowadzane ze szkodą dla wydawnictwa, a my naszym ludziom musimy płacić nie samym prestiżem, czy uściskiem dłoni; są to konkretne pieniądze, które musimy wykładać. Myślę, że jeżeli branża wydawnicza nie otrząśnie się i nie zacznie pobierać za treści publikowane w internecie pieniędzy, to może w krótkim czasie nie mieć z czego przeżyć, ponieważ wszyscy przechodzą do nośników elektronicznych i za chwilę produkcja papieru będzie nieopłacalna, albo będzie na tyle droga i mała, że nie będzie w stanie utrzymać redakcji. Możliwości są trzy: albo wydawnictwa będą się zamykać, albo będą lokalizować się w internecie, albo – trzecia możliwość, której ja nie znam.

Coraz więcej ekspertów wyraża zaniepokojenie bardzo słabą kondycją „Przekroju”. Ma Pan jakieś lekarstwo dla niegdyś najpopularniejszego polskiego magazynu?

Kupując „Przekrój” zakładałem, że zrobimy z niego tytuł w rodzaju polskiego „New Yorkera”. W jakimś stopniu, z perspektywy udanym, prowadziła to Katarzyna Janowska jako redaktor naczelna. Okazało się jednak, że na rynku nie ma takiego zapotrzebowania na ten tytuł i bardzo trudno będzie osiągnąć masę krytyczną, która mnie jako wydawcy da możliwość pozyskania reklamodawców, potwierdzi rentowność tego tytułu. Stąd też podjęliśmy poszukiwania, jaki powinien być „Przekrój”. Chcemy zaproponować zupełnie inną formułę, która opiera się na takim założeniu, że damy środowiskom bardziej centro-lewicowym możliwość wypowiedzenia się; aby te środowiska miały swój tygodnik, na podobnej zasadzie, jak centro-prawicowym jest „Uważam Rze”. Sygnałem jest powołanie red. Romana Kurkiewicza na redaktora naczelnego „Przekroju”. Okaże się, czy będzie zapotrzebowanie na tego typu tygodnik, który podobnie jak „Uważam Rze”, będzie jasno stawiał tezy, będzie w jakimś stopniu kontrowersyjny, ale z innego punktu widzenia będzie widział świat, na inne rzeczy będzie bardziej uwrażliwiony. Kiedy np. „Uważam Rze” jest bardziej uwrażliwione na sprawę Smoleńską, rozumiem że „Przekrój” będzie bardziej uwrażliwiony na sprawy społeczne, ekologiczne, na sprawy mniejszości seksualnych i kwestie dostępności do różnego rodzaju dóbr i będzie te rzeczy w zdecydowany sposób formułował.

Kiedy te zmiany będą widoczne?

Myślę, że one już są widoczne odkąd redaktor Kurkiewicz został redaktorem naczelnym. Osobiście też z wieloma poglądami z red. Kurkiewiczem nie zgadzam się, tak jak w przypadku „Uważam Rze”. Ale odwołam się do tego, co już powiedziałem wcześniej: trzeba rozdzielić poglądy moje jako wydawcy z poglądami zespołu redakcyjnego, redaktora naczelnego, całej grupy, która tworzy tytuł. Ja daję im takie możliwości, jakie daje wydawca i podkreślam tu swoją asertywność w stosunku do treści publikowanych przez poszczególne tytuły. „Przekrój” nie ma jeszcze ostatecznej formuły, wiem, że pan redaktor Kurkiewicz pracuje wciąż nad zespołem, nad layoutem, nad doborem określonych treści. Myślę, że ostateczne efekty w pełni zobaczymy w ciągu miesiąca, dwóch. Rynek wydawniczy dziś jest bardzo dynamiczny i bardzo się zmienia, a ten nie ma szans na zwycięstwo, kto nie próbuje.

Kiedy będą widoczne jakieś zmiany w portalu Przekrój.pl?

Portal to równoległa tych zmian, o których mówię. Dla mnie nie ma świata wirtualnego i świata papierowego, dla mnie jest jeden świat, który ulega przetworzeniu z papieru na świat wirtualny. Zakładam, że marzec to będzie ten miesiąc, kiedy będzie można zobaczyć, jak to wygląda w rzeczywistości. Proszę też wziąć pod uwagę, że dziś „Przekrój” i „Sukces” są wydawane przez Presspublicę, znajdujemy się w okresie technologicznej rewolucji, która też wywołuje określone zmiany. Walczymy na wszystkich barykadach, które są możliwe.

Zespoły redakcyjne „Przekroju” i „Sukcesu” są raptem kilkuosobowe. Czy jest możliwe przeprowadzenie rewolucji, jeśli zespół redakcyjny jest tak okrojony?

Gdybym ja miał 3 osoby do utrzymania, byłbym szczęśliwym człowiekiem. Dane można czytać różnie. Proszę wziąć pod uwagę, że te magazyny to nie osobne byty, podlegają one organizacji całego wydawnictwa i pracuje nad nimi całe wydawnictwo. Mogę tu powiedzieć, że „Sukces” to paręset osób, a nie 3 osoby. Gdyby redaktor Węglarczyk powiedział mi, że zrobi miesięcznik w 3 osoby, to bym go uściskał. Na to, co widzimy pracuje całe wydawnictwo, natomiast to, co Pan mówi, to osoby dedykowane tylko i wyłącznie do danych tytułów. Będą to niewielkie grupy osób – w „Sukcesie”, „Przekroju”, „Uważam Rze” i w „Parkiecie”. Dany tytuł będzie korzystał z całego zaplecza, całego newsroomu z wydawnictwa oraz szeregu współpracowników, którzy nie będą z nami współpracować na wyłączność. Myślę, że nie da się stworzyć miesięcznika w 3 osoby, a tygodnika w 8, jest to po prostu niemożliwe.

Jest Pan wielkim zwolennikiem tabletów, mówił Pan o tym, że tablety to przyszłość mediów. Podtrzymuje Pan taką prognozę?

Tak, oczywiście, że podtrzymuję – dlatego, że liczba tabletów dzisiaj – tego nie wiemy do końca – wynosi jakieś 250 tys. w Polsce. Do końca roku powinna osiągnąć milion sztuk. Myślę, że plus minus 90% czytelników tytułów wydawanych przez Presspublicę będzie posiadało tablety. Więc przed 2013 rokiem staniemy z wielkim problemem w kwestii prenumeraty, czy będzie ona w papierze, czy w tablecie. Ja prognozuję, że w dużej mierze będzie w tablecie, że liczba odbiorców się nie zmniejszy, a może nawet zacznie się zwiększać ze względu na łatwość dostępności. Natomiast, jeżeli zmniejszy się nakład papierowy to cena druku wzrośnie. A jeżeli cena druku wzrośnie, musi to mieć odzwierciedlenie w finansach wydawnictwa, albo poprzez zmniejszenie zysków czyli strat, albo poprzez podniesienie ceny jednostkowego egzemplarza.

Udaje się już Panu zarabiać na tabletach?

Nie. Proszę jednak wziąć pod uwagę, kiedy portale internetowe zaczęły zarabiać na internecie. Na tabletach zarabiamy w takim sensie, że sprzedajemy treści, które mamy na papierze, więc nie ma tu dodatkowych kosztów, jest to koszt pomijalny. Sprzedawanie dziś jakiejkolwiek ilości sztuk na tablecie, już generuje dochód, a to będzie rosło.

Kupując różne tytuły wydaje się Pan być zwolennikiem konsolidacji na rynku medialnym?

Absolutnie tak. Myślę, ze ocaleją duże podmioty, które wokół siebie będą miały afiliowane małe podmioty korzystające ze współpracy z dużymi podmiotami. Zakładam, że taka konsolidacja będzie. Przy tej konsolidacji ważna jest też bariera technologiczna, której małe podmioty nie będą w stanie przekroczyć, chociażby efektywnego funkcjonowania na tabletach, ale jest to też kwestia zniesienia kosztów. Jeżeli ktoś sobie kiedyś zada trud przeanalizowania tych ruchów, które ja robię to koszty wydawania paru tytułów – chociażby „Przekroju”, „Uważam Rze”, „Sukcesu”, „Rzeczpospolitej”, „Parkietu” – będą zdecydowanie mniejsze niż konsolidowanie tego jednostkowo, bo wiele elementów jest wspólnych, jak organizacja pracy, czy siła oferowanych reklam dla reklamodawców jest nieporównywalna. Dziś mam najlepszą ofertę, jeżeli chodzi o tygodniki opinii – tylko dla „Przekroju” jeszcze nie do końca sprecyzowaną. Sprzedajemy pakietowo reklamy do „Uważam Rze” i do „Przekroju” i to jest przecież doskonała oferta dla reklamodawców.

Czy planuje Pan kolejne zakupy mediów w najbliższym czasie?

Na razie nie mam takich planów, co nie znaczy, że coś nie wydarzy się. Nie ma takiego tygodnia, żeby mi ktoś czegoś nie proponował. Przyglądamy się, ale w tej chwili głównie koncentrujemy się na tym, co jest.

Mówił Pan wielokrotnie, że kupowane przez Pana media mają stworzyć „polską grupę medialną”. Czy może Pan przybliżyć tę ideę?

Gremi Media mają się stać w przyszłości bardzo nowoczesną, opartą o nowe technologie grupą z polskim kapitałem. Będziemy konkurować z innymi grupami przede wszystkim bardzo wysoką jakością materiałów dziennikarskich i ich atrakcyjnym przekazem w postaci np. aplikacji. Dlatego tak mocno stawiamy na nowe media, tablety i internet. W ciągu kilku lat chcemy, aby spółka znalazła się na giełdzie. O tym, kiedy dokładnie to się stanie zdecydujemy w zależności od tego, jak rozwijała się będzie sytuacja na rynku.

Jak Pan generalnie ocenia jako ekspert polski rynek mediów – chodzi o trendy, szanse, zagrożenia?

Jestem pewien, że zwyciężą te firmy, które dzisiaj tak jak my postawią na nowe media i nowoczesne środki przekazu. Świat zmienia się błyskawicznie na naszych oczach. Jesteśmy w trakcie rewolucji technologiczno-informacyjnej i jak zawsze w czasie rewolucji zwyciężą ci, którzy jasno tak jak my określą sobie kierunek zmian. Tradycyjne redakcje odchodzą do przeszłości. Dzisiaj szanse mają takie wydawnictwa jak nasze, które będą mogły materiały dziennikarskie sprzedawać na wielu nośnikach.

Czy zamierza Pan w najbliższym czasie w jakiś sposób zaistnieć na rynku telewizyjnym?

Na razie nie jesteśmy zainteresowani rynkiem telewizyjnym, a na pewno nie w ujęciu klasycznie pojmowanej telewizji. Pytanie, jak długo ten klasyczny rynek telewizyjny będzie w ogóle istniał. Nasz rozwój w tym segmencie opiera się na założeniu, że formaty telewizyjne będą w przyszłości rozwijały się w oparciu o internet. Teraz musimy skoncentrować się na uporządkowaniu i rozwoju wydawnictwa Presspublica, ale nie ukrywam, że otrzymuję bardzo wiele ofert. Nie planuję w najbliższym czasie następnych przejęć, ale jak to w biznesie – różnie bywa, dlatego wolę nie składać jednoznacznych deklaracji, bo zawsze może się zdarzyć jakaś nadzwyczaj atrakcyjna oferta.

„Za kulisami” krążą opinie, że Grzegorz Hajdarowicz „wykupuje polskie media i niedługo może stać się monopolistą”. Jak Pan się zapatruje na takie opinie?

To, że pojawił się polski podmiot, który inwestuje w media, powinno cieszyć, a nie rodzić obawy, nawet oczekiwałbym entuzjazmu, pochwał, kwiatów, orderów itp. Trochę patriotyzmu by się tym marudzącym przydało. Tylko to taka polska przypadłość, chwalić obcych i ganić swoich. A jest się o co bić, to my tutaj będąc na miejscu możemy lepiej ocenić sytuację niż wielkie centrale, które posługują się jedynie wskaźnikami i wykresami, i pamiętajmy: świat mediów to nie tylko biznes, to świat myśli i opinii, i może dobrze by było gdyby nad Wisłą coś zostało w polskich rękach.

Co Pan jako ekspert rynku myśli o swojej konkurencji? Jest ktoś, kogo Pan podziwia, albo ktoś, kogo się Pan boi?

Na rynku reklamowym naszą bezpośrednią konkurencją są dzienniki i tygodniki opinii, ale jestem przekonany, że nasza oferta jest unikatowa, więc nie obawiam się w sensie produktu konkurencji. Tego, czego się obawiam to przeciągający się kryzys, który bardzo mocno daje się odczuć nie tylko w mediach. Boję się też, że brak zrozumienia dla rewolucji technologicznej i konieczności komercjalizacji treści np. poprzez dostarczanie darmowego kontentu na tablety w wielu polskich mediach może spowodować, że zostaniemy sami na rynku, a los monopolisty zawsze kończy się źle – to był taki żarcik (śmiech - przyp. red.).

O rozmówcy
Grzegorz Hajdarowicz – wydawca, producent filmowy, przedsiębiorca. Założyciel i główny udziałowiec grupy kapitałowej Gremi, z aktywami idącymi w setki milionów złotych. Inwestuje głównie w Polsce i Brazylii. Od kilku lat, poprzez spółkę Gremi Film Production, Grzegorz Hajdarowicz zaangażowany jest także w produkcję filmową. Konsul honorowy Republiki Brazylii. Jest właścicielem tygodnika „Przekrój”, miesięcznika „Sukces” oraz serwisu Przekrój.pl. W 2011 roku kupił wydawnictwa Presspublica, stając się tym samym właścicielem „Rzeczpospolitej”, „Uważam Rze” oraz „Parkietu”.

Dołącz do dyskusji: Grzegorz Hajdarowicz: Wydawnictwo Presspublica jest w trakcie restrukturyzacji

7 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
nicolas
Ten facet nie ma bladego pojęcia jak prowadzić tę firmę. Milion tabletów w Polsce ma szansę stuknąć w połowie 2013 roku, ale ten rynek jest dynamiczny i być może już za chwilę pojawi się jakiś nowy gadżet który wywróci go do góry nogami.
0 0
odpowiedź
User
Suwak


























































"Jak Pan generalnie ocenia jako ekspert polski rynek mediów – chodzi o trendy, szanse, zagrożenia?" Brawo dla autora ,ekspert hahahahaha może chcesz sobie tam robotę załatwić?
15% spadek sprzedaży Rzepy inne tytuły też nie przynoszą zysku nawet nie wychodzą na zero .EKSPERT z złotym Hummerze i z mentalnością plantatora. Lewicowy Przekrój a ludzie zatrudnienie na umowę trwającą tyle ile cykl wydawniczy czyli tydzień potem jest podpisywana nowa na następny tydzień. EKSPERTEM jest na pewno od "kładzenia" kolejnych tytułów.
0 0
odpowiedź
User
anonim
Ten człowiek nie ma pojęcia co się dzieje w jego firmie. Jaki fragment rp.pl jest zakodowany? Plus minus? Częśc prawnicza? to było zamknięte zanim przyszedł Pan G. Czyjś sukces przypisuje sobie... daje Rz 2 lata i zniknie jeżeli Pan G nie zmieni podejścia.
0 0
odpowiedź