Lustrzany Swiat - opow. SF
2010-11-21 19:56:22 - FM
Copyright M.Robert Falzmann
Lustrzany Świat
- Teoria lustrzanego kosmosu wymaga dowodu. Ty go dostarczysz, lub
nie. Zobaczymy, jak zobaczymy ciebie, tutaj, za dwa lata, lub za dwie
setki, lub dwa tysiące lat.
- Poślizg czasoprzestrzenny to tylko teoria, bez dowodu.
- Wiem, dlatego te zabezpieczenia programowe jakie kazałem ci wpisać
do komputera Igły - Berger zrobił gest w kierunku kosmodromu - statek
ma auto program powrotu oraz parkowania, ale to co opuszczasz i to co
zastaniesz, nie musi być tym samym czasem, lub miejscem. Miej to na
uwadze.
* * *
Berger ostrzegł go.
To co opuszczasz i to co zastaniesz, nie musi być tym samym czasem,
lub miejscem. Miej to na uwadze.
Profesor miał tutaj rację.
- Czy to jest miasto? - wyglądając przez okno pędzącego ekspresu, Daon
mógł widzieć odleglą pożogę świateł zjadających cały północny horyzont
środka nocy.
- To jest trupiarnia. Nikt tam nie mieszka. Ludzie uciekają z Ziemi
gdzie pieprz nie rośnie ale za to sensownie się żyje. Po ludzku, się
znaczy, się panie orbiciarz...
- To wcale nie wygląda jak miasto... - Daon zjadł resztę podejrzeń, co
do...
- Cała Ziemia to jedno megalomaniackie megapolis. My jedziemy przez
miasto od kiedy ty tutaj wysiadłeś. Humba cykla, uma bera. Ja idę
spać.
- Co znaczy te humba bumba? Nowy slang?
- Nowe esperanto. Nikt się tego nie uczy ale wszyscy udają, że mówią.
Znasz coś w burundzkim czy grapadzkim?
- A muszę? - znów zgrzyt noża po szkle. Niezgodność nastroju. Gnojek
pilot...
- Sam widzisz. Cywilizacja przerosła jednostkę i ta nienadąża. Ja nie
dlatego jestem głupi, że jestem, ale dlatego, że wymaga się odemnie
rzeczy niemożliwych i szalonych. Wiesz ile jest części w tym
ekspresie?
- Dużo - Daon znalazł zabawną rzecz. Wszystkie klamki dla
leworęcznych.
- Lufa. Nie zdałeś. Za karę zostaniesz na Ziemi. Następny proszę,
powiedział mi komputer i dałem mu w kamerę aż zgasł. Jednostka
aspołeczna to ja. I teraz jestem pilotem, pilotów. Obwoźnym japaczem.
Idę spać.
- Miasto nie może być takie jak widać. To jest coś gigantycznego...
- Idę spać. Mamy przed sobą dziesięć godzin kółkotania. Dzień dobry
oraz dobrej nocy. Zonaczasuznównamsięwykopyrtnęła.
- Jak? Co to za zlepek?
- Blablabla. Szybkie czytanie i gadanie. Zauważ, zona jak strefa.
- Zagadki. Mówisz zagadkami. Jak można spędzić dziesięć godzin.... to
jest tylko czterysta kilometrów i jedziemy ekspresem... - Daon coraz
mniej lubił otoczenie.
- ...trzydzieści pięć na godzinę, okazyjnie, tam gdzie są stare
wysypiska, do ... no tylko nie zacznij krzyczeć z przerażenia... tak!
Do stu... nieźle, co? Ale przeciętna jest czterdzieści. Dziesięć
godzin jak nic się nie stanie. Drezyna atomowa. Zaś kociołek ledwo
zipie. Powinni wymienić stos, lecz... hej! Antyk, nie?
- Nic nie rozumiem - a w myśli czy ja zwariowałem czy oni? Kim jest
ten Kukk?
- Po tylu latach, sam na sam z hibernatorem, masz prawo. Humba!
Pilot i opiekun w jednej osobie, Roy Kukk zniknął za drzwiami i Daon
został sam.
Totalnie sam w przedziale pociągu tylko z nazwy. O ile to był...
pociąg.
Cuchnąca naftą, szklana bańka, ocenił gdy wsiadał i nadal nie zmienił
zdania pomimo kilku sprytnych udogodnień i nowych rozwiązań... bo te
były supernowe.
Powrót... wymuszony. Pokładowy komputer zadokował go bez budzenia.
Szok!
Nie tak, to sobie wyobrażał, lecz wyobraźnia nie była nigdy jego silną
stroną, więc, co żądać? To jednak, jest, powrót... tylko do czego?
Infantylnych geniuszy?
Fitamy f domó!
Taki transparent zobaczył gdy wyszedł z Igły i zaczął się śmiać, bo to
wyglądało na żart, ale słysząc akcent i śmieszne uwypuklanie zbitek
przestał szczerzyć zęby.
Świat jaki opuścił, i świat jaki zastał, to były dwa bardzo różne
światy.
- Wylęgarnia symbiotycznych pustelników - ocenił jego przewodnik -
samotnych miejskich filokiciarzy.
- Jedno zaprzecza drugiemu i trzecie też ma zły smak - zauważył Daon.
- Radość kretyna z rymu się poczyna. I sens nie jest nam dany, bo
jakiż on jest? Mam na myśli życie - pilot jednosobowej wycieczki
Powrót do przyszłości był bardzo uprzejmym kawałkiem hyzia - ....tak,
tak, mój tytanowy człowieku, tego nadal nikt nie wie. To jest...aaa
mówią, że Centralny Komp wie, ale on nie bzyka.
- Musi być dziwne być rządzonym przez programistów - ocenił wtedy
Daon, który, pomijając niechęć do pana Kukk, który, niewątpliwie sam
miał kuku na muniu, zaczynał wolno odczuwać niechęć do reszty, czyli
teraźniejszości, czyli...
- Jakich programistów? Kto by tam panie kolego się pierdolił z
progiem. Od tego są Odnogi Większej Całości. Czyli OWCA. Nic tylko
strzyc...
Daon zalany potopem bezsensu wolał być biernym biorcą taniego bełkotu,
ale to nie było łatwe. Nie było... czas przeszły...
Moje całe życie jest czasem przeszłym Daon czuł się oszukany i nie
na miejscu.
Moje całe życie... czy ja jestem więźniem? Co ja tutaj robię? Gdzie
naukowcy?
- Jakie życie? - Kukk nie dawał za wygraną by dźgnąć pilota, którego
pilotował.
- Jakieś, każde, moje. Kafka i spółka. Gdzie tutaj sracz? - Daon miał
dosyć.
- W ścianie. Tam gdzie jest pikto wodospadu. Wiesz jak używać?
- Co trudnego? - Daon poszedł i zaraz wrócił bo to było jednak bardzo
trudne.
I nie tylko to. Reszta też. Świat tutaj poszedł do przodu tak szybko,
że część ludzi zdała się nie nadążać, a ci co byli na czele mieli
zwykle wszczepione Odnogi ze zdalnym sterowaniem do Centralnego i
tylko dlatego wiedzieli... umieli...byli?
- Daj małpie Intela a będzie Albertem - Kukk zbył zapytanie o wszczepy
jednym zdrowym splunięciem na dziewiczo czystą podłogę - my mamy
genialne dzieci.
- To się gotuje - Daon zapomniał pytanie widząc ślinę parującą w
oczach.
- To są nanoroboty, ciemniaku - pilot pilota pilotował poprawnie. Z
góry.
- Jestem - zgodził się Daon i milczał do czasu odjazdu, a dalej też,
lecz Roy Kukk nie był taki by to zauważyć. Ta jego naiwna natrętność
zwalała mur ciszy.
- Oni cię nakarmili komunałami oraz ogólnikami. Czysty papier i
telewizja. Same antyki. Co powinno iść według psychów z ciągiem
mentalnym powrotnika. Ha! Nic z tego. Ja już zaliczyłem was wszystkich
i wiem, że to pomyłka logiczna.
- Ludzie nie są logiczni - nie wytrzymał Daon - co z moimi zapisami,
danymi?
- Ludzie są mastką na prąciu cywilizacji. Ułatwiają penetrację
ciasnych wrót tej naszej Mlecznej Autostrady. A dane są. Wiesz
dlaczego galaktyka jest płaska?
- Jest kilka teorii... czy już ktoś coś...odkrył? Mój lot miał to
badać...
- Nie. I tylko Centralny bredzi o ciśnieniu próżni w próżni. Bo kosmos
to taki termos bez wymiarów. Koncept nie do uchwycenia. No, chyba, że
sobie dasz zamienić szare na kwarcowe. Implant, znaczy i wtedy
będziesz Pan Imp, jak jaki Imperator, czy Implanciarz, czy Imbecyl...
- Roy Kukk, nagle, ale to zupełnie, szokująco nagle, przestał być
zażywnym grubaskiem z miłą twarzą a stał się mrocznym, zgarbionym,
konspiracyjnie szepczącym cieniem cienia - ty, Adam! Ty tylko się nie
wygłup i nie spróbuj krytykować Impów. Ja mogę. Ty nie. Oni są jak
cholera wrażliwi na krytykę. Taką subiektywną, nielogiczną, czysto
ludzką...
- Bo? - Daon sam szeptał, nie rozumiejąc dlaczego. Tamten się wyraźnie
bał.
- Cena nie bycia człowiekiem lecz żywym komputerem. Na stu Impów, po
roku, zostaje przy życiu może pięciu, może mniej. Reszta umiera ze
zgryzoty... nanana, zmieńmy temacik bo zaczyna być ślisko...tylko dla
pierdzieli... nananana....
- Ładnie śpiewasz... - Daon nadal nic nie rozumiał, lecz czuł, że pan
Kukk jest głębszy i bardziej pojemny pod zwodniczą maską podróżującego
błazna, a to znaczyło, że współczesny trefniś, za nic nie różni się od
poprzedników i jak tamci ma do spełnienia jakąś nieokreśloną rolę...
może misję, może coś innego...
- Dziękuję. Tylko bez słów, ale nadal, muzyka. My już nie mamy muzyki,
wiesz?
- Bez jaj. Jak to możliwe? - Daon miał sekundowy zawrót głowy.
Ciążenie?
- W społeczeństwie, jak to, obecne, nikt nie czyta, nikt nie pisze,
nikt nic nie ogląda, czy produkuje i dokonuje dystrybucji w strefie
mass mediów. Te umarły. Bang! O humba! Oni ci nie powiedzieli a ja
zapomniałem. Weź Kreatora.
- Słucham? - mdlący smak na języku. Uczucie pływania do góry nogami.
Pustka.
- Ten czerwony guzik w ścianie. Naciśnij ten czerwony guzik w ścianie..
Daon zrobił jak mu kazano i ze ściany wyskoczył kawałek panelu a
wewnątrz była niby szufladka, a w niej delikatne, galaretowate, pseudo
okulary. Coś pośredniego między maską do nurkowania a termowizorem
hełmu. Tyle, że te giętkie i drżące paski i szkło nie będące szkłem,
zdały się żyć własnym życiem i były w swej doskonałej ciepłej
przezroczystości pełne scyntylacji, iskier, gwiazd...
- No co się gapisz? Załóż na głowę, kretynie... - złośliwy uśmieszek w
słowach.
- Ja jestem - Daon posłusznie założył i zaraz krzyknął gdyż ta rzecz
oblepiła go jak ośmiornica i ukradła wzrok oraz słuch, zastępując...
- ...nie, nie, nie, ....pięć minut wystarczy, panie A.D. - skrzeczący
i odległy głos Roy Kukk wrócił Daona do czasu obecnego - ...he, he, tu
masz gorzki przedsmak tego co cię czeka jak dasz się implantować.
Obowiązek po czterdziestce. Śmierć.
- To nie było gorzkie lecz słodkie. I ja nigdy nie wiedziałem, że
hurysy grają na bałałajkach. Jak nazywa się ta zabawka? - pierwszy
poważny szok przyszłości.
- Kreator. Zastępuje i promuje duszę artysty. Nawet goryl może zostać
Gogolem...
- Zadziwiające - obracając w dłoniach zwodniczo miękką oprawkę, Daon
nadal miał w ustach smak spełnionego orgazmu kobiety, którą wcześniej
rzeźbił...
- ...jak nie chcesz, to nie musisz, ale byłoby dobrze gdybyś mi
powiedział, coś tam wykoncypował. Za to nam płacą, rozumiesz... -
natrętność podejrzana.
- Idź do diabła - pilot z gwiazd popatrzył na pilota wycieczki ze
wstrętem.
- Twoje konto kredytowe. Twoje punkty. Twój dobrobyt. Ufaj mi Adamie.
Razem możemy zdobyć nielichy kapitalik. Mała spółka. Co sądzisz? -
wścibskość sroki.
- Tu się nic nie zmieniło. Nadal dżungla. Ty kombinujesz - odkrył
Daon.
- Nadal - przewodnik wrócił do bycia zawodowcem - aaa... co zrobić.
Banany są za darmo. I gwiazdoloty też. Ale nie rozrywka, czy inni
ludzie. Wiesz ile kosztuje dzisiaj jedna noc z nieznajomą czy
nieznajomym? Majątek. I my na to pracujemy.
- Nie na chleb, ale na igrzyska? - Daon zaczął się śmiać - pachnie
frajdą...
- Progres wymaga bodźca. Mając cudowne maszyny, które same produkują
co nam tylko przyjdzie do głowy, gdzieś indziej musimy szukać
wartości. Bez tego dupa i regres. Tak pracuje cywilizacyjna
maszynka... och, tak na marginesie, zanim zapomnę... czy wiesz, że nam
odebrali prawo zakupu energii? Mówię o Ziemi, bo tam w górze, to i tak
za fryko i w nadmiarze, ale, nie tutaj.
- Energia równa się zatrucie - Daon szybko wyliczył, że potrzeby Ziemi
są więcej niż duże. Są gigantyczne, czyli... - kurwa, nic się nie
układa. O co lata?
- Lewituje. Latanie zabronione z uwagi na Igły. Ale to się układa. To
było do przewidzenia. Jakiś jebany móżdżek wpadł na pomysł by użyć
kolektorów wysokiej energi do pompowania ciepła w płaszcz Ziemi,
bowiem ta, stygnie. I tak mając rzekę mamy elektro za wszy... czy w
waszych czasach były wszy?
- Były. To znaczy, że już się nie płaci za energię? To cudownie.. To
jest postęp!
- Kretyn. To była ostatnia rzecz wymagająca obrotu punktami i
kredytem. My tak byliśmy dumni, że jeszcze jest coś co ma realną
wartość. I teraz dupa. Banki do piachu. Podatki do piachu. Następne
sto czy dwieście milionów ludzi na bruk. Czy za twoich czasów był
jeszcze gdzieś bruk? Wiesz. Takie kamienne kocie łby.
- Był. No, ale w czym problem? Mając wszystko za darmo...? Istny raj,
tak?
- Nie. Ci zwolnieni, będą następnymi, którzy uciekną z Ziemi. Przecież
tutaj nie ma co robić! Czy ty nie rozumiesz? Nasz sens życia to praca.
Realna praca... tak jak realne pocenie się przy budowie nowych kolonii
na nowych planetach.
- Myślałem, że od tego są roboty, a my od myślenia...
- Od myślenia jest Centralny. Nas ubezwłasnowolniono elektronicznie.
Humba!
- Roy! Nie klajstruj mi mózgu. Ludzie zbudowali komputery...i
rządzą...
- Już nie. Zbyt skomplikowane. Nikt nie rozumie maszynowej
inteligencji... bo ta od trzydziestu lat sama siebie promuje do
wyższych rejonów komputacji. I my nie mamy szansy by to wyłączyć bez
zjebania obecnego układu, więc... kontaktujesz?
Daon nie był pewien czy kontaktuje, lecz nie zwalał tego na brak
dopasowania wtyczki i gniazda. Momentami miał wrażenie, że tutaj nic
nie kontaktuje... z nim.
Czas. Czas zyskany, czas utracony. Prosto ze statku zrobili mi
detoksykację, dali tanie szmaty i wio... z poczekalni tutaj. A ja
jestem żywą skamieniałością i dobrze mi tak. Umba bumba czy inne
bleble. Roy śpi, ja idę się upić. Astronauci są znani z tego, że piją
ostro. Dzikusy takie. Co to za zjebane powitanie. Gdzie bar?
Marzenia niespełnione. Ekspres był jak stolcowa kiszka głodomora.
Pusty.
- Przepraszam. Czy tutaj jest gdzieś wagon restauracyjny, albo bodaj
barek?
- Przepraszasz, za co? - oszałamiająco piękna kobieta siedząca w
pierwszym przedziale na samym początku szklistego ślimaka nosiła na
czole coś co tańczyło neonowym zwidem trójwymiaru torów i miasta. Daon
nie znał obrazu, lecz jakoś rozpoznawał samą kobietę. Ona, lecz tego
by nie przysiągł, była jego modelką i kochanką gdy udawał rzeźbiarza z
epoki renesansu w czasie seansu z Kreatorem.
- Forma mowy. Uprzejmy zwrot. Staram się być, uprzejmy. Czy my się
znamy?
- Tak. Ty jesteś Adam Daon. Ostani z Dalekiego Zwiadu. Zywy pomnik
naszej genialnej oraz debilnej przeszłości... - kobieta zdawała się
jeść i smakować słowa, tak jak by sam proces mówienia był czymś
nadzwyczajnie egzotycznym i niezwykłym - ...nie! Tu nie ma barku. Tu
nie ma restauracji. Tu jesteś tylko ty...
- On być głodny - zakpił Daon - on chcieć pić i dać nosem w kufel. On
być dzika człowiek z jaskiń. On chcieć piwo i wódka i solone orzeszki.
Jak z tym, pani...?
- Sądziłam, że ekstaza wzajemnej miłości pozostawi cię uśpionym. Ja
nadal mam dreszcze - kobieta, której włosy były z czystej platyny i
pełne tańczących świateł, dała mu do zrozumienia, że jest zadowolona i
wdzięczna. Co było dziwne, gdyż mówione nie słowami lecz językiem
ciała. Wzrokiem, uśmiechem, gestem dłoni dotykającej własne usta i
usta Daona... infantylizm platonicznej miłości...
- Wirtualny jebacz - pilot stał dobre dwa metry z boku i ona nie
mogła, fizycznie nie była w stanie, dotknąć jego twarzy - co tu jest
grane, moja droga?
- Nagość i szczerość dziewiczego mózgu - piękność zgasła, jak jej
neonowa opaska, i nagle była tylko małą Chinką z bardzo pospolitą,
płaską twarzą oraz ufarbowanymi na zielono włosami - ja jestem Imp. Ja
mogę zdalnie grzebać ci w szarych. Nie do końca, lecz nadal... mogę.. I
ja jestem jak Kukk. Amoralna, bardzo zepsuta, aspołeczna i na probacji
za grzechy własne i systemu. My zwykle nie bawimy się w tresowanie
dzikich zwierząt... ty jesteś, a ja lubię gwałcić innych.
- Spierdalaj! - Daon czuł się spodlony, oszukany i jeszcze bardziej
wyalienowany.
- Chętnie. Tylko gdzie? Raz Imp zawsze Imp. To jest podróż w jedną
stronę. Taka fikcyjna podróż, lecz, czyż realność nie jest względna?
Ja, siedząc tutaj, mogę przez Centralny wejść do każdej sieci i
sięgnąć nawet najdalszych koloni. Co lepiej, ja mogę, żyć tam w cudzym
mózgu i żyć cudzym życiem...
- Brrr... - Daon wzdrygnął się - ...ludzie jak bogowie... - ale
Chinka nie była stara. I była kobietą. Oraz nie wyglądała na boginkę.
- Och, nie. Ingerencja w cudze myśli jest nieetyczna, amoralna, zła i
zakazana. Ja jestem tutaj za karę. Bez złudzeń, Adamie. Nikt przy
zdrowych zmysłach nie jest w stanie znieść obecności innego ciała
bliżej jak metr. I ja mówię o normalnych ludziach, bo Impy żyją w
totalnej hermetycznej izolacji. Wyjątek, to koloniści...
- To jak wy się kochacie? - Daon chciał spytać o dzieci, lecz ugryzł
się w język.
- Wirtualnie, używając twojej palety słowoobrazu, a w obecnym języku,
przez medium podświetlne. Natychmiastowa komunikacja. Natychmiastowa
miłość. My mamy radio szybsze od światła. I gwaiazdoloty też... lecz,
niestey, prawdziwe dzieci wymagają matki i dziewięciu miesięcy w
kochającym łonie. To nie ja...
- Cholera by to wzięła. Wy czytacie myśli... - Daon cofnął się o krok
ona, co?
- Papuas na wizycie u królowej był ubrany w pióropusz i opaskę z
koralików, lecz jego jajca zwisały do pół uda i bidny dzikus martwił
się, że nikt nie podziwia bogatego grzebienia ale biedną moszynę. Co
chcesz. Zderzenie kultur. Tutaj my nosimy osłony i nasze domy, nasze
pojazdy, nawet nasze gwiazdoloty są pod stałą ochroną płaszczy fal
ABG, wiesz, alfa, beta, gamma...
- Jaka gamma? - Daon miał następny napad mdłości. Znak zmiany
grawitacji.
- Pamięć. Nasze systemy pamięciowe mają inny kod i inną
częstotliwość.
- Cóż za dziwny, wspaniały świat. I bez używek... - pilot zawrócił i
poczłapał do swojej kabiny, lecz po namyśle... bardzo długim
namyśle... otworzył drzwi gdzie spał Kukk. Lecz ten... był
nieobecny...
- Prysły zmysły i pilot, też - głośna uwaga do szyby, która powinna
była odbijać jego wysoką i szczupłą sylwetkę... powinna była, lecz ...
nie była? Bez lustra...
Wracając pospiesznie, tam gdzie zostawił zwodniczą Chinkę, odkrył
następny problem, bez nazwy, ale z konsekwencjami - cały przód
ekspresu rozmywał się w lustrzanej tafli niby wody, niby rtęci.
Falującej, żywej, pionowej gładzi ściany czy czegoś co było
powierzchnią jakiejś rzeczy... bezimiennej, bo nieznanej...
- ...odważnie iść, gdzie jeszcze nie był nikt... - Daon splunął na
podłogę i jego ślina pozostała tam gdzie trafiła. Żadne nanocośtam nie
gryzło harków. Pilot ocenił to co zobaczył i po namyśle splunął na
tarczę lustrzanej powłoki.
Ziippp! sycząca para i trzask wyładowania.
- Tyle co do wody. A my jesteśmy wodą. Głównie - Daon nie miał nic by
dalej sprawdzać czym jest ta tajemnicza tarcza, więc zrobił to co
musiał zrobić.
Otworzył boczne drzwi i wyskoczył w biegu.
- Brawo! Wy jednak byliście dobrze trenowani... - pyzaty Roy Kukk i
mała Chinka stali na czymś co było kolejową platformą zabytkowej
stacji. Daon leżał. Jego skok obliczony na wzięcie pod nogi
niewiadomego pobocza torów z szybkością plus minus czterdziestu
kilometrów na godzinę spotkał nieruchomy beton i pilot zarył bokiem w
grunt.
- Ja jestem kretyn i ciemniak. Ja wiem... - wstając, Daon otrzepał
grube spodnie z elastycznego materiału w jaki ubrano go wcześniej, od
stóp do głowy. Aktualnie, czapka ze śmiesznym daszkiem też była z
takiego elastofibru - ...ale, mimo to, może jednak ktoś mi wyjaśni...
bo to wszystko razem jest jakieś takie... dziwne...
- Od tego jesteśmy - Chinka miała kasztanowe oczy i fioletowe włosy co
było lepsze niż zielone. I jej twarz tchnęła... śmiechem?
Rozbawieniem? Kpiną?
Daon mając tylko dwadzieścia trzy lata nie miał nic przeciwko zabawie,
ale to mogło poczekać. Coś znacznie bardziej żywotnego było grane na
scenie życia.
- Okay! Czy to jest jakiś adaptacyjny test, czy coś innego?
- Zakład - Chinka zamieniła się w Abisynkę z obwisłą wargą i łysą,
czarną głową świecącą się od tłustego potu - wybacz, Adam. Skłamałam.
Nam wolno...
- Tak, tak, ona skłamała - potwierdził Kukk - ale ja też. My tylko
chcieliśmy... o cholera! Dopadli nas Starsi!
- ...
- Stać! Nie ruszać się! Pola siłowe w miejscu! Jesteście otoczeni! -
peron nagle był pełen tradycyjnych policjantow w nietradycyjnym
szturmowym opakowaniu, wyskakujących prosto z powietrza i ścian
pociągu.
- Humba! - Roy i kobieta znikneli jak mgła w słońcu, lecz nim to
nastąpiło, Daon zdążył złapać obraz pary szczeniaków w śmiesznych
kostiumach i z twarzami jak malowane akwarele aniołów.
Sądząc po zamieszaniu. Ta parka była raczej diabełkami.
- Panie komandorze! ...proszę wybaczyć. Metapunk nadal jest problemem.
Oni robią wszystko by utrudnić nam życie - salutujący dowódca odziału
miał bardzo zmęczone oczy lecz triumfalny uśmiech - trochę nam zabrało
czasu by znaleźć zaginioną przesyłkę, lecz... nam, nikt nie
ucieknie... znaczy, nic nie zginie...
- To było, co? Wygłup nastolatków? - Daon nagle odkrył, że Ziemia jest
taka jaką pamiętał. Szalona. I jej mieszkańcy też - ...ale numer.
Czego oni chcieli?
- Zabawić się. Mieć wydarzenie i dreszcz roku. I to nie są nastolatki.
To są nasze dzieci. Mniej jak dziesięć. Dzisiaj siedemnastolatek jest
lekarzem lub naukowcem.
- Acha - Daon nie bardzo wierzył, lecz... gnojki grały bezbłędnie,
więc reszta...
- Panie komandorze! - ktoś wyglądający jak Roy Kukk i nawet noszący
jego imię na plakietce, sapiąc i ocierając pot z pyzatego oblicza,
nadciągnął w towarzystwie poznanej wcześniej Chinki oraz Abisynki -
pan pozwoli. Komitet powitalny. To jest Salana Ora, nasza pani
psycholog, a to, Mi Chuen nasza pani sensuolog. A ja jestem Roy Qeller
Kukk, radca prawny z ministerstwa kolonizacji. Pan wybaczy to całe
zamieszanie. Szczyle wyprowadziły nam gościa z poczekalni już drugi
raz...
- Żaden problem. To było pouczające doświadczenie - Daon zbył
machnięciem dłoni policjanta pytającego się czy zechce złożyć
oficjalną skargę - nie, dlaczego? Tu wszystko jest tak inne i nowe -
słowa zdławiło mu coś ściskające krtań. Lęk?
- Tu nie. Tutaj jest muzeum - Kukk biorąc go pod łokieć poprowadził do
realnych drzwi w realnym murze i powiedział - tam jest nasz świat.
Proszę wejść i wyjść.
- Dzięki - Daon otworzył drzwi i nagle był w swoim hibernatorze...
obudzony...
Tika taka toka pik! kląskające kroki i dźwięki znanego androida ze
statku.
- Adam... czas wstawać. Następna tura zwiadu przed nami...
- Ziemia?! Ja... gdzie jest...gdzie jest Ziemia?
- Panie komandorze! Panie komandorze! Hej, wezwijcie Medyczny. On
zemdlał...
- Ja, nie... przepraszam... ja nie - Daon podnosząc ołowiane powieki
chciał by mu pozwolili wstać, lecz jego usta były jak całe ciało. Bez
kontroli.
- Spokojnie, spokojnie - Abisynka gładząca go po włosach i Chinka
macająca puls robiły wszystko by ukoić jego niepokój i zmniejszyć
napięcie.
- ...mnie nie było tutaj przez sto lat i ja mam sto dwadzieścia trzy
lata, według pokładowego kalendarza. I co mi to dało? Mamut z lodu...
- Przywykniesz, Adam. Inni też przywykli.
- Jacy inni? Profesor Berger wysłał też innych w poszukiwaniu
lustrzanego świata?
- Nie wiem o czym mówisz.
- Teoria Lustra i lustrzanego kosmosu.
- Ach to, czysta fantastyka. Nic takiego nie istnieje.
- Ale ja miałem szukać, miałem w tajnej misji...
- Tajnej? To wyjaśnia dlaczego brakuje nam danych na temat twojego
lotu, statku i osoby. Przepraszam, dokończ...
- ...miałem w tajnej misji... przekroczyć granice nieoznaczonego
wielowymiaru Czarnej Materii.
- To jest zabronione i zakazane. Nikt nie wraca z tego rejonu.
- Ale ja wróciłem, po stu latach.
- Tak jak inni badacze. Nasi przodkowie nie zdawali sobie sprawy z
poślizgu czasowego, a my teraz witamy te setki zagubionych Igieł
wracające do domu. Cena poświęcenia. Przywykniesz. Tu nie jest tak
strasznie, wiesz?
- W porównaniu z kosmicznym czyścem, zapewne nie - Daon leżał na
chodniku i patrzył prosto w nocne niebo - no, a jak to jest, że Ziemia
ma trzy księżyce? Wy musicie mieć super technikę by poruszać
planetoidy...
- My?! - Kukk wytrzeszczył oczy - o czym ty mówisz? Zawsze mieliśmy
tylko trzy.
Koniec
Opowiadania SF&F
Mark Robert Falzmann
wydawnictwo: e-bookowo 2010
ISBN: 978-83-61184-68-3
cena: 12.00 zł
www.e-bookowo.pl/ebooks/7/192/proza/opowiadania_sfandf/