'Kankan pani Przewodniczącej'
Czyli kto przebiera nogami w KRRiT - felieton Lecha Jaworskiego, członka Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji
Pani Danuta Waniek, Przewodnicząca KRRiTv, oświadczyła w swym artykule "Grupa chwytająca władzę przebiera nogami" ("Rzeczpospolita" z 01.06.br), że uczestniczę w politycznym spisku Platformy Obywatelskiej, mającym na celu prywatyzację mediów publicznych. Szczerze mówiąc - zatkało mnie. I, wywołany do tablicy, postanowiłem przyjrzeć się bliżej tej nonsensownej teorii spiskowej, której wyraźnie hołduje pani Przewodnicząca. A teoria ta opiera się na założeniu, że od samego początku tzw. "nowego otwarcia" generowane były celowo sztuczne konflikty w TVP S.A. tylko po to, aby poprzez destabilizowanie działalności Telewizji doprowadzić do jej prywatyzacji. Zgodnie z tą koncepcją Przewodniczący Rady Nadzorczej TVP pan Marek Ostrowski - niczym japoński kamikadze - najpierw zatrudnił się wbrew przepisom prawnym na stanowisku wicedyrektora WOT-u (w ramach, rzecz jasna, sabotażu), a następnie uderzył w bezcenny lotniskowiec lewicowej floty telewizyjnej - Ryszarda Pacławskiego - doprowadzając do zawieszenia go w funkcji członka zarządu TVP. To telewizyjne Pearl Harbor nie zostawiło pani Waniek wyboru (i zapewne nie miało zostawić!). Wobec opieszałości sądów, które, jak sama powiedziała "nie chcą zająć stanowiska" i "naruszają wszelkie reguły gry", musiała przejąć sprawę w swoje ręce. Osaczona ze wszystkich stron, uniosła wysoko sztandar praworządności i jako Joanna d'Arc polskiej lewicy wyprowadziła kontruderzenie na agresorów. To znaczy doprowadziła do podjęcia uchwały o wygaśnięciu mandatu Marka Ostrowskiego (czyli de facto odwołania go z Rady Nadzorczej TVP) i tym samym podważenia wszystkich decyzji Rady, które zapadły z jego udziałem. W tym, oczywiście, i tej o zawieszeniu Pacławskiego. Na to z kolei, w ramach przygotowanego spisku, czekałem ja. Zgodnie ze z góry ułożonym scenariuszem mogłem bowiem stwierdzić, w oświadczeniu protestującym przeciw uchwale o wygaśnięciu mandatu Ostrowskiego, że członek KRRiTv za złamanie prawa odpowiadać powinien przed Trybunałem Stanu. I teraz wnioskiem do tego trybunału nęka się panią Przewodniczącą. A wszystko to po to, jak uważa pani Waniek, by sprywatyzować Telewizję Polską. Bzdura? Dlaczego. Ja jednak włączyłbym jeszcze do tego spisku Lecha Wałęsę. No bo przecież, gdyby swego czasu nie przeskoczył stoczniowego muru, kto wie - może nie było by dziś problemów z właściwym funkcjonowaniem Telewizji. A że nazywałaby się Radiokomitetem? Co z tego, skoro służyłaby jedynie słusznym celom reprezentowanym przez środowisko, które nie może się do dziś pogodzić, że utraciło monopol na decydowanie o tym, jak należy interpretować pojęcie "wolność i demokracja". Ta sama "wolność i demokracja", której z takim poświęceniem broni obecnie pani Przewodnicząca Danuta Waniek.
O co tu właściwie chodzi?
Tak to ma wyglądać według pani Waniek. Moja ocena jest jednak zupełnie inna i, niestety, mniej zabawna. Co do zgodności czy niezgodności z przepisami łączenia określonych stanowisk w Telewizji Polskiej przez Marka Ostrowskiego zdania prawników są podzielone. Jak przyznał sam Ryszard Pacławski, który nota bene był wnioskodawcą o zatrudnienie Ostrowskiego w WOT, przed podpisaniem z Ostrowskim umowy o pracę jej dopuszczalność badana była przez Biuro Prawne i Biuro Kadr TVP (wywiad dla "Gazety Wyborczej" z dnia 31.05.br). I Biura te stwierdziły, że nie ma przeszkód do jej zawarcia. Pacławski uważa więc, całkiem zresztą słusznie, że miał w tej sytuacji prawo wystąpić z wnioskiem o zatrudnienie Ostrowskiego. Ciekawe jednak, że już Ostrowski nie miał prawa skorzystać z tej oferty, bo to już było sprzeczne z prawem. Tak w każdym razie uważa Danuta Waniek. Co tam opinia Biura Prawnego. Ostrowski powinien był wiedzieć, że telewizyjni prawnicy się mylą. Wszak pani Przewodnicząca od samego początku nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Bez znaczenia jest też, że zgodnie z przewidzianą prawem konstrukcją, dopuszczalną w zaistniałej sytuacji, umowa o pracę Ostrowskiego została unieważniona przez niego i prezesa Dworaka z mocą wsteczną (a więc uznana de facto za niebyłą). Bez znaczenia, bo też wcale nie chodziło tu o jakąś tam sprawę Ostrowskiego.
Z Danutą Waniek w całej tej aferze łączy mnie jedno. I dla niej i dla mnie sprawa Ostrowskiego ma jedynie wtórne znaczenie. Dla mnie dlatego, że uważam, iż KRRiTv nie ma żadnych kompetencji do orzekania w tej sprawie i właściwy jest tu jedynie sąd. Dla pani Waniek zaś dla tego, że istotą zagadnienia jest dla niej "odwieszenie" wiceprezesa Pacławskiego. Stwierdzenie wygaśnięcia mandatu Ostrowskiego ma zaś do tego doprowadzić. I pani Przewodnicząca nawet tego nie ukrywa. W dniu podjęcia uchwały o wygaśnięciu mandatu Marka Ostrowskiego przypomniała mi, wobec całej KRRiTv, o pewnym interesującym zdarzeniu. Otóż w dniu zawieszenia Pacławskiego, w trakcie trwania posiedzenia Rady Nadzorczej TVP, dzwoniła do mnie i prosiła, abym wymógł na Ostrowskim, by za tym zawieszeniem nie głosował. Odpowiedziałem wówczas, że Marek Ostrowski nie jest od słuchania moich poleceń. Co ciekawe, o sprawie tej pani Przewodnicząca wspomniała także w rozmowie w telewizyjnej "Summie zdarzeń" (29.05.br.). No cóż, nie chciałem "pomóc" i od tego się zaczęło. I teraz ja i Ostrowski mamy za swoje. Przeraża mnie tylko, że Przewodnicząca KRRiTv, organu umocowanego konstytucyjnie (co tak chętnie i często sama podkreśla), nie widzi niczego niewłaściwego w wywieraniu presji na członków Rad Nadzorczych mediów publicznych przez członków kierowanej przez nią Krajowej Rady. Mało tego, dla pani Przewodniczącej jest to tak oczywiste, że nie waha się wspominać o tym publicznie. Tak według niej wyglądają standardy KRRiTv i "ochrona interesu publicznego w mediach" (jak mówi Konstytucja R.P.). I właśnie o zachowanie tych standardów toczy się teraz cały bój.
"Nowe otwarcie" w TVP
Całe to "nowe otwarcie" w TVP, do którego autorstwa przyznaje się pani Przewodnicząca i o którego zaprzepaszczenie oskarża mnie, Ostrowskiego i Platformę Obywatelską, miało być, jak widać, formą reglamentowanej "demokracji". Miało się wpuścić trochę świeżego powietrza, ale pakiet kontrolny powinien był zostać w rękach lewicy. I tak w pięcioosobowym zarządzie trzy osoby, na czele z niezastąpionym Pacławskim, otrzymały osoby utożsamiane z tą stroną sceny politycznej. Wszystko się jednak zawaliło po zawieszeniu Pacławskiego (dokonanym zgodnie z Kodeksem spółek handlowych i statutem TVP). Reglamentacja prysła. I "nowe otwarcie" stało się ciężkim grzechem pani Przewodniczącej, zarzucanym jej brutalnie przez lewicę na łamach "Trybuny" i "Przeglądu". Tak, tak - przez lewicę. Szczerze mówiąc współczułem jej tej sytuacji. To nie może być miłe, znajdować się pod ostrzałem własnego środowiska. Niestety ostrzałem skutecznym. Pani Waniek szybko wykonała stosowny szpagat i natychmiast przystąpiła do działań zmierzających do "ratowania" Pacławskiego. I nawinęła się sprawa Ostrowskiego i rozpoczął się polityczny kankan pani Przewodniczącej. A że sądy ją zawiodły (sąd w dwóch instancjach odrzucił pozew pani Przewodniczącej domagającej się od niego stwierdzenia, że mandat Ostrowskiego wygasł), sama napisała uchwałę w tej sprawie. I rekomendowani przez lewicę członkowie KRRiTv ją poparli. Tyle tylko, że KRRiTv nie miała prawa tego uczynić, bo zgodnie z Konstytucją może podejmować uchwały tylko na podstawie przepisów ustawy i w celu ich wykonania. Tymczasem uchwała stwierdzająca wygaśnięcie mandatu członka Rady Nadzorczej podjęta została bez jakiejkolwiek podstawy prawnej, z rażącym naruszeniem kompetencji organu konstytucyjnego. Działanie to nie tylko narusza przepisy ustawy o radiofonii i telewizji, które upoważniają KRRiTv jedynie do powoływania członków Rad Nadzorczych mediów publicznych, ale wymierzone jest wprost w porządek konstytucyjny państwa. Konstytucja stoi bowiem na straży przestrzegania przez organy państwa przyznanych im kompetencji oraz podejmowania przez nie decyzji tylko w oparciu o ustawowe przepisy. Nie bez znaczenia jest tu też próba obejścia prawa, które w świetle stanowiska konsekwentnie reprezentowanego przez Trybunał Konstytucyjny zabrania KRRiTv odwoływania z funkcji członków Rad Nadzorczych publicznego radia i telewizji (no bo stwierdzenie nieważności mandatu to przecież nie odwołanie, choć w obu przypadkach członkostwo ustaje). Tym samym podważona została nie tylko zasadność dalszego funkcjonowania KRRiTv, która w swych działaniach kieruje się interesem politycznym reprezentowanym przez jej większość, ale powstała podstawa do poniesienia odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu przez osoby, które naruszyły obowiązujące je, jako członków Krajowej Rady, przepisy prawne.
Plany prywatyzacyjne
A jak to jest w końcu z tą prywatyzacją mediów publicznych? Po pierwsze, nic mi nie jest wiadomo, aby w jakichkolwiek programach czy planach Platformy Obywatelskiej coś takiego było przewidywane. A należało by mi wierzyć, skoro według nieomylnej pani Waniek spiskuje z tą partią. Musiałbym więc coś o tym wiedzieć. Choć z drugiej strony trudno się spodziewać poparcia dla takiego systemu funkcjonowania mediów publicznych, w którym Przewodnicząca Krajowej Rady, stojącej na straży tego systemu, uważa członków Rad Nadzorczych mediów publicznych za dyspozycyjnych wobec członków KRRiTv.
Po drugie zarzut, że uczestniczę w takim przedsięwzięciu, odebrałem jako osobisty policzek. W licznych swoich publikacjach i publicznych wystąpieniach (także w radiu i telewizji) zawsze opowiadałem się nie tylko za istnieniem, ale także za umacnianiem mediów publicznych. Oczywiście mogło to w jakiś sposób ujść uwadze pani Waniek. Ale moje wypowiedzi na posiedzeniach KRRiTv to już chyba nie (zakładam, że pani Przewodnicząca uważa na prowadzonych przez siebie posiedzeniach). Warto może przy okazji przypomnieć, że w przyjętym przez KRRiTv w dniu 5 maja br. projekcie "Strategii Państwa Polskiego w dziedzinie mediów elektronicznych na lata 2005 - 2020" to właśnie na mój wniosek zrezygnowano z lansowania, jako jedynie słusznej, koncepcji likwidacji samodzielnych rozgłośni regionalnych Polskiego Radia na rzecz utworzenia nowej scentralizowanej struktury radiowej. I choć pomysł ten, według mnie szkodliwy dla realizacji misji regionalnej radia publicznego i niepasujący do konstytucyjnej zasady decentralizacji państwa, w strategii pozostał, to jednak tylko jako jedno z możliwych rozwiązań wariantowych. Obok samodzielnych rozgłośni regionalnych.
Media publiczne wymagają z pewnością wielu zmian. Niewątpliwie jednak ich istnienie jest głęboko uzasadnione. Rzecz w tym, że aby mogły prawidłowo funkcjonować, niezbędne są przede wszystkim zmiany w sposobie funkcjonowania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
(autor jest członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, doktorem nauk prawnych, adiunktem na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego)
Dołącz do dyskusji: 'Kankan pani Przewodniczącej'